Przejdź do głównej zawartości

Seul. Praca.








Ostatni tydzień to głównie praca. Wstaję i siadam przed komputerem. Mam wiele warsztatów (prowadzę równolegle cztery grupy, na różnych szkoleniach) i kończę rzeczy związane z książką. Teraz pracuję nad ilustracjami, ponieważ nikt ich nie jest w stanie zrobić. Książki o tematyce naturoterapii i refleksologii są raczej czymś nowym i ilustracje może zrobić tylko autor, albo siedzieć przy rysowniku i mówić mu gdzie postawić kolejną kropkę. Szczerze mówiąc bardzo to wyczerpujące. Robienie tych ilustracji. 

Przemęczenie związane z pracą wychodzi u mnie w postaci różnego rodzaju frustracji, jestem bardziej drażliwy i bardziej podatny na stres. Poza tym fizycznie od siedzenia przed komputerem bolą mnie plecy i dłonie. Staram się siedzieć w prawidłowych pozycjach, ale mimo wszystko drętwieją mi palce. Gdybym nie był przysłowiowym szewcem co bez butów chodzi, pewnie znalazłem czas na ćwiczenia rozciągające. Ale ja mam tendencję do spadania w wir pracy bez opamiętania, dotyczy to wszystkich prac które wykonuję. Jak malowałem, na trzy tygodnie przed wystawą zamknąłem się w pokoju, spałem po trzy godziny i pracowałem. Marcin wchodził na paluszkach do pokoju i bez słowa stawiał na stole coś do zjedzenia. Dzisiaj też przyniósł mi dużą, bardzo mocną kawę i dwie kanapki z szynką, serem i ostrymi papryczkami. Wyszedł. Ma wrócić koło 16:00 żeby zabrać mi w jakieś ładne miejsce. 

Książkę muszę skończyć do wtorku, dlatego tak się za wziąłem. Od środy będę miał tylko jedno szkolenie i znów będę pracował po dwie godziny dziennie. 

W Seulu zaczyna robić się jesień. Temperatura w ciągu dnia dochodzi do 28 stopni, a w nocy spada do 20. Wczoraj chyba nawet było 18. 

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...