Przejdź do głównej zawartości

Bronisław 3.11.1948 - 28.11.2024








Runęła skała. Tak to widzę na poziomie mentalnym. Skała trudna do zdobycia, często obca w dotyku, zwrócona kamienną twarzą gdzieś, gdzie akurat nie przebywałem. Wielka skała, na wzór której powstałem, przynajmniej w części.

Po ojcu na poziomie astrologicznym dostałem Plutona w I domu. Obdarzył mnie sposobem bycia skorpionim: ukrytą złośliwością i umiejętnością planowania oraz czekania na właściwy czas. Nic więcej.

Mama zadzwoniła, gdy jedliśmy lunch. Piłem akurat czekoladowe smoothie, gdy usłyszałem "ojciec zmarł o 4:15". Nie do końca pamiętam co się działo chwilę później. Wiem, że próbowałem się uspokoić i czułem smak czekolady w ustach. 

Jestem na drugim końcu świata. Sprawdziłem połączenia. Do Bangkoku mógłbym dojechać w 12-18 godzin. Trzeba by wszystko zostawić, spakować się... loty do Warszawy to kolejne 20 godzin. Później jakoś musiałbym dojechać do Częstochowy. A pogrzeb zaplanowano na sobotę, na południe. Nie ma możliwości, żebym dał radę. Po drugie nie chcę. Bardzo nie chcę!

Źle się czuję. Mam coś w rodzaju obręczy na głowie. Co chwilę robi mi się słabo i kręci mi się w głowie. Ta obręcz pojawiła się kilka dni temu, dzisiaj jest gorzej. Poza tym czuję jakaś blokadę, coś w rodzaju hamulca intelektualnego. Tak wygląda mgła mózgowa? 

Kolejny posiłek zjedliśmy w nowej miejscowości. Przeprowadzka wyglądała tak, że wrzuciłem wszystko do różnych toreb i wszystko załadowałem do taksówki. Nie wiem, jak się w tym wszystkim odnajdę. Wracając do posiłku, zjedliśmy pizzę. I wtedy właśnie podczas jedzenia wybierałem z mamą (poprzez WhatsAppa) urnę na prochy. Trudno opisać emocje, znów połączone ze smakiem posiłku. Wybraliśmy drewnianą, jasną, z połyskiem.

Teraz siedzimy na tarasie. Patrzę w pochmurne niebo. Serce mi wali, coś mnie kłuje w klatce piersiowej. Dostałem hipochondrii? Poza tym jestem nienaturalnie zmęczony. Mam jakieś dziwne lęki. Czy tak się odczuwa stres? Nigdy czegoś takiego nie miałem.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...