Trwają upały. Na plaży toczy się leniwe życie, polegające na biernym korzystaniu z różnych rozkoszy. Wypoczywam na leżakach i słucham szumu fal andamańskiego morza. Czasami spokój zakłócają handlarki oferujące wszystko, co jest mi akurat niepotrzebne: wisiorki i bransoletki z muszelek, skórzane przedmioty, okulary przeciwsłoneczne, grillowane pająki nadziane na patyczki i inne tego typu rzeczy. Macham ręką w odmowie.
Słucham też książek. Nauczyłem się tej umiejętności w podróży, gdy trzęsło i trudno było czytać. Poza tym w dzieciństwie, babcia Hela czytała mi lektury szkolne. Potem, gdy byłem starszy i nie "dukałem już straszliwie", czytaliśmy sobie książki na zmianę, rozdział po rozdziale. Umiem więc słuchać i nie tracić niczego z treści.
W grudniu jedziemy na Mönlam. Jak co roku. Skoczymy (5 godzin lotu) do Bodhgaji na miesiąc i pod świątynią Mahabodhi będziemy śpiewać pieśni oraz wznosić modły. Dzisiaj kupiłem bilety i dopiero uświadomiłem sobie, że w paszporcie którym się aktualnie posługuję nie mam wizy do Indii. Muszę złożyć wniosek on-line. Na same święta Bożego Narodzenia i Sylwestra, chciałbym pojechać w inne, bardziej rozrywkowe miejsce. Goa? Może.