Przejdź do głównej zawartości

Kathmandu. Lunch.

Pogoda w okresie suchym jest zawsze piękna. Temperatura nie męczy i w ciągu dnia dochodzi do 22°C, w nocy spada do 12°C. Każdego dnia robi się nieco ciepłej, a chmury się nie pojawiają. Widoki zapierają dech w piersiach (gdy spojrzy się w stronę Himalajów). Minusem jest pył, który wchodzi wszędzie, każdą szparą.

Dzisiaj nasze przyjaciółki zaprosiły nas na lancz, do restauracji La Vie, na Mankalu (dzielnica w której wcześniej mieszkaliśmy przez kilka kolejnych wiosen). Rozmawialiśmy o ich nowym biznesie, który właśnie otwierają. Przed posiłkiem oglądaliśmy także lokale na Bodnath i wybraliśmy wspólnie jeden (choć tak naprawdę potwierdziliśmy ich wybór). Jutro mają finalizować sprawy.

Musimy jeszcze zmotywować Sanjeeba, bo chyba nie wie co robić. Jego restauracja została zburzona wraz z całym budynkiem, a on zamiast natychmiast otworzyć nową, usiadł na dupie i chyba nie wie, co robić. Jak tak dalej pójdzie, wszystko co osiągnął pójdzie na marne.

A ja? Pracuję. Kurier z tubami ma być dostarczony jutro do mamy. Trochę jestem przerażony, bo paczka waży (według kwitu, który wskazuje na jej parametry) pół tony. To o wiele za dużo i nie wiem, czy wysłali więcej tub, czy mama otrzyma zupełnie coś innego, niż zamawiałem. W przyszłym tygodniu dojdą nowe mapy twarzy i zacznie się hardkorowa wysyłka. A potem kolejna książka: przedsprzedaż i wysyłka. No i nie hi się kręci.



Komentarze

  1. Pewnie jakaś literówka w kwicie. 50 kg jak na papierowe tuby to już by było dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, bo te tuby są bardzo potrzebne a mama się przy tym narobi.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Osaka. Tajfun, którego nie było.

Śmiercionośny i niezwykle silny tajfun, który miał przejść nad Japonią i ją zdemolować, widocznie... no właśnie co? Zrezygnował?  Przez nieistniejący tajfun, kolejny fake news pokłóciłem się z kolegą! Po przesłaniu mi zdjęć z rzekomego kataklizmu i linków opisujących "cierpienie setek tysięcy poszkodowanych" stwierdził, że nie jestem teraz w Japonii i celowo wprowadzam "kolejną dezinformację". Dla niego Reuters jest wyrocznią, a słowo w mediach święte. No i właśnie. Tak teraz funkcjonuje świat. Szczerze mówiąc, gdy dowiedziałem się o nadchodzącym tajfunie (z zagranicznych mediów, bo w Japonii o tym nie mówili), postanowiłem włożyć dokumenty i pieniądze do plecaka, na wypadek ewakuacji. Wiatr miał zrywać fundamenty! Później wiedziałem zdjęcia ludzi bez dachu nad głową. Tysiące. Dziesiątki tysięcy. Samoloty miały być wstrzymane a pociągi przestać kursować.  Dziwiłem się jednak, że co 5 minut widzę z balkonu lądujące samoloty i zasuwające pociągi po moście. Poszedłem ...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...