Dzisiaj zamiast pojechać na sobotni market, postanowiliśmy odpocząć aktywnie. Wstaliśmy o 9:30 i kilka minut po dziesiątej byliśmy gotowi do wyjścia, na wzgórza.
Dojechaliśmy do nich taksówką, do wzgórz, tam gdzie zazwyczaj zaczynamy trekking. Po ulicach nie da się raczej chodzić. W porze suchej pyłu jest tyle, że trzebaby jakiś hełm założyć.
Zanieczyszczenie powietrza w Kathmandu jest duże, przez te cholerne motorki i brak regulacji. Ale głównym problemem jest pył. Suchy piasek wzbija się na kilka metrów i jest tak lekki, że opada na ziemię wolniej niż małe pióro dowolnego ptaka. I jest coraz gorzej. Rząd musi kraść ile wlezie, w każdym razie pieniędzy starcza tylko na piękne wille polityków. Ulice po dziesięciu latach od ostatniego trzęsienia, składają się głównie z dziur, wypełnionych piaskiem.
W lasach jest cudownie. Ale oni tego nie widzą. Nie korzystają.