Obudziło mnie dziwne falowanie. Kiedyś, gdy akurat płynęliśmy gdzieś promem i był sztorm, doświadczałem podobnych sensacji. W pierwszej chwili pomyślałem, że to Marcin skacze, bo ma zespół niespokojnych nóg, ale potem uświadomiłem sobie, że śpimy dla dawno wybranej wygody, na osobnych łóżkach.
Gdy wyciągnąłem zatyczki z uszu, dobiegły do mnie rozbudzonego już na dobre Marcina.
-Trzęsienie ziemi - powiedział.
- Wstajemy - zadecydowałem i spokojnie ale szybko, zacząłem się ubierać. W myślach ogarnąłem priorytety (paszport, gotówka, kurtka) i po minucie byłem gotowy do ewakuacji. Podłoga falowała i ściana przy balkonie zaczęła pękać. Wtedy wszystko ustało. Podeszliśmy do okna. Ptaki latały jak szalone, we wszystkich możliwych kierunkach, a psy biegały bez składu i ładu, zawodząc bardziej, niż szczekając.
Po chwili nastąpił drugi wstrząs, już słabszy. Zauważyłem, że drzewa zaczęły dziwnie się poruszać. Nie tak, jak na wietrze, tylko inaczej - najpierw pień, a potem gałęzie. Ptaki szalały, a stare budynki wydawały dziwne, złowrogie odgłosy. Gdy wszystko ustało, oceniłem jakość naszego budynku. Poza powierzchownymi pęknięciami, nic się nie stało. Był prąd , bo działało ogrzewanie. Sprawdziłem wodę. Wszystko w porządku.
W Kathmandu nie odnotowano większych zniszczeń. Stare budowle zawaliły się po ostatnim trzęsieniu, a nowe budynki okazały się bardziej wytrzymałe. Zresztą to co czuliśmy (a było to dość silne), było tylko echem tragicznego w skutkach trzęsienia, które miało miejsce sto kilometrów dalej. Tam ludzie stracili życie. Nikt nie wie ile jest ofiar, ponieważ niektóre wioski dotknięte kataklizmem są położone w nieprzejezdnych i nie dostępnych zimą częściach Himalajów.
Om Ami Dewa Hri