Przejdź do głównej zawartości

Kathmandu. Sobota.

Dostawca Internetu w Polsce ignorował mnie od miesięcy. Umowy pokończyły siew grudniu 2024 i wraz z nimi specjalna cena na usługi. Po otrzymaniu faktu styczniowych, napisałem wyjaśnienia i zażądałem albo rozwiązania umowy, albo przedstawienia mi nowych kontraktów. W ciągu kilku tygodni, wysłałem łącznie cztery pisma i nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. Dopiero przedwczoraj wpadłem na pomysł bombardowania firmy na mediach społecznościowych. Wystawiłem im też okropną opinię na Google. No i nagle się odezwali, przepraszając za "opóźnienie". Anulowali zawyżone faktury i przedstawili kilka wariantów nowych umów. Nigdy nie zrozumiem, czemu trzeba posuwać się do takich działań, aby zmusić kogoś do odpowiedzi.

W Anglii nie lepiej. Piszę do jednej instytucji już czwarty raz, a oni uparcie naliczają mi jakieś opłaty i odsetki od nich. Wszystko robią bez zrozumienia (bo nie muszę niczego regulować). Ostatni list do nich został wysłany fizycznie, przez moją księgową. Napisałem go słodko i tak bezczelnie, że na pewno obrazi się na mnie całe biuro. Ale naprawdę nie mają mózgów lub owiała ich mgła (o czym wspomniałem w piśmie). A w ogóle dużo jakiś opłat i podatków przyszło mi płacić. Dużo za dużo.

W Katmandu wiosna. Zrobiło się nagle ciepło. Niestety od pięciu miesięcy nie spadła tutaj kropla deszczu i jest tak sucho, że przelatująca mucha wznieca pył. Dzisiaj rano kaszlałem przez dziesięć minut, żeby wyrzucić z siebie śluz, którym organizm chronił mnie przed kurzem. W aptece u znajomego zamówiłem desloratadynę, którą mają sprowadzić do jutra. To jedyna antyhistamina, nie wywołująca u mnie skutków ubocznych w postaci senności i zmęczenia. Kiedyś nie była dostępna w Nepalu, a teraz jako lek o nazwie D-Lor, jest coraz bardziej popularna. Tak czy inaczej, kurz zaczyna być tu legendarny.

Mam ochotę odpocząć. Na razie jednak muszę skończyć kolejną książkę, ogarnąć dwa nowe szkolenia i dopiąć warsztaty w Polsce. Dużo tego. Myślę o jakimś sanatorium (tak, to już ten wiek). Może na przełomie czerwca i lipca zaszyję się gdzieś w polskim kurorcie? Na samą myśl czuję ekscytację. Póki co odpoczywamy w lokalnej kawiarni.

Komentarze

  1. Ciechocinek? Ale to zabieraj z sobą Marcina bo się od kuracjuszek-emerytek nie opędzisz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, o tym nie pomyślałem

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Osaka. Tajfun, którego nie było.

Śmiercionośny i niezwykle silny tajfun, który miał przejść nad Japonią i ją zdemolować, widocznie... no właśnie co? Zrezygnował?  Przez nieistniejący tajfun, kolejny fake news pokłóciłem się z kolegą! Po przesłaniu mi zdjęć z rzekomego kataklizmu i linków opisujących "cierpienie setek tysięcy poszkodowanych" stwierdził, że nie jestem teraz w Japonii i celowo wprowadzam "kolejną dezinformację". Dla niego Reuters jest wyrocznią, a słowo w mediach święte. No i właśnie. Tak teraz funkcjonuje świat. Szczerze mówiąc, gdy dowiedziałem się o nadchodzącym tajfunie (z zagranicznych mediów, bo w Japonii o tym nie mówili), postanowiłem włożyć dokumenty i pieniądze do plecaka, na wypadek ewakuacji. Wiatr miał zrywać fundamenty! Później wiedziałem zdjęcia ludzi bez dachu nad głową. Tysiące. Dziesiątki tysięcy. Samoloty miały być wstrzymane a pociągi przestać kursować.  Dziwiłem się jednak, że co 5 minut widzę z balkonu lądujące samoloty i zasuwające pociągi po moście. Poszedłem ...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...