Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2025

Palolem. Goa. Raj.

Do indyjskiego raju można przylecieć z Polski już za 2500 złotych, jeśli potrafi się szperać w Internetach. Najlepszym okresem jest czas od października do lutego włącznie. Marzec jest zbyt gorący dla wielu osób, 15 kwietnia oficjalnie kończy się sezon turystyczny, a większość miejsc zostaje zamknięta. Koniec sezonu związany jest z szalonymi temperaturami, które w ostatnim czasie od połowy kwietnia przekraczają +50°C w cieniu, w ciągu dnia. Goa, to najmniejszy stan w Indiach. Znajduje się tu wiele uroczych miejscowości, czym bardziej oddalonych na południe, tym spokojniejszych. My wybraliśmy Palolem, gdzie można odpocząć, skorzystać z ajurwedyjskich masaży i napić się dobrej kawy lub wina. Plaże są tu czystsze niż w Japonii, a jedzenie dostosowane do europejskich wymagań. Miesięczny pobyt kosztuje około 12 tysięcy złotych, co jest wyjątkowo przystępne. Można taniej, ale wtedy trzeba się nagimnastykować i jeść w jadłodajniach dla lokalsów, nie pić wina i nie korzystać z masaży. Wtedy ch...

Kathmandu. Ostatni wieczór.

Siedzę pod wielką Stupą Bodnath. Jest wieczór, ostatni w tym roku, w Kathmandu. Jutro wylatujemy na ponoć złote piaski Goa. Przy pomyślnych wiatrach będziemy tam przed jutrzejszą północą. Od nowego domu dzielą nas dwa przejazdy taksówkami i dwa loty. Będziemy patrzeć z wysokości na ziemię. Póki co, patrzę z ziemi, w czarne niebo, z małą ilością widocznych gwiazd. Przywykliśmy do ich widoku, są czymś oczywistym, choć nie jesteśmy w stanie ogarnąć ich umysłem. Dlatego nawet się nad tym nie zastanawiamy. Niektórzy próbują. Snują hipotezy. Przekonują innych swoimi obliczeniami, których i tak nikt nie rozumie. Nikt niczego nie pojmuje.  Piję kawę z miodem. Nauczyłem się odczuwać ten smak w Nepalu. Tutaj mi smakuje, tak samo jak poranna herbata z masłem i solą. Ktoś kiedyś powiedział, że trzeba taką herbatę potraktować jak zupę i wtedy smakuje. Szczególnie z plackiem, takim pomiędzy naleśnikiem i racuchą. Jest trochę gumowa, ale ja lubię. Lubię tu wiele rzeczy. Teraz na przykład czuję ka...

Kathmandu. Coffee time.

Tea/Popcorn time  W weekendy staram się nie pracować, jednak gdy siedzę nad książką, jest to bardzo trudne. Wewnętrzny głos mówi " marnujesz czas ", generując odczuwalne napięcie w ciele. W tym stanie trudno cieszyć się lenistwem. Uzgodniłem jednak z sobą, że w sobotę i niedzielę nie będę nawet włączał komputera.  Swayambu Buddha Park  Niedzielę spędziłem sam. Pojechałem moto taksówką pod Swayambunath i tam medytowalem przez kilka godzin. Kręciłem młynkami, śpiewałem, powtarzałem mantry, obchodziłem stupy i w końcu zagłębiałem się w sobie. Następnie poszedłem na nogach na Thamel, wypiłem kawę i wróciłem na kolację do naszej dzielnicy. Po drodze zadzwoniłem do Marcina, aby dołączył. Późnym wieczorem obejrzałem nowy, miniserial na Netflixie. Polecam każdemu, bo to naprawdę warte spędzenia przed ekranem cztery godziny. Adolescence (Dojrzewanie) to historia 13 latka, oskarżonego o morderstwo. Serial pokazuje przez co przechodzi sam oskarżony, z jakimi dylematami mierzą się o...

Kathmandu. Smaczności.

Na kursie Mindfulness, który właśnie prowadzę, uczę między innymi świadomego odczuwania rzeczywistości. W obecnych czasach ludzie bardzo często niczego świadomie nie robią. Jedzą w biegu, albo spożywają posiłki robiąc jednocześnie coś innego. Później mają niestrawność, nadwagę i inne problemy. Wstałem o 7:55, umyłem się i poszedłem pod stupę. Pogoda poprawiła się do tego stopnia, że w bluzce z długim rękawem spociłem się jak w saunie. Po ponad godzinie, poszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy i o 11:40 przygotowałem sobie lunch. Marcin nie chciał jeść i poszedł do świątyni. Ja natomiast włączyłem sobie hipnotyzującą muzykę i zacząłem jeść. Takie powolne jedzenie w ciszy jest naprawdę czymś wspaniałym! A wczoraj, Marcin ugotował barszcz. Pyszny był. Uwielbiam zupy.

Kathmandu. W marcu jak w garncu.

Joga W tym roku pogoda nikogo nie rozpieszcza. Marzec zazwyczaj jest słoneczny i bardzo ciepły, z dwoma - trzema dniami deszczowymi. W tym roku jest ponuro, a temperatura nie może się przebić przez 20°C. Noce są nadal chłodne, a powietrze nasycone kurzem przez całą dobę. Deszcz przestał padać w październiku i od tamtego czasu nie spadła nawet kropla. Po cholerę więc te chmury? Osiedlowa kawiarnia  Gdy wychodzi słońce, robi się gorąco i nagle wszystkim poprawiają się humory. Niestety od kilku dni jest tak, jakby panował wieczny wieczór. Pracując w domu muszę odsłaniać okna i zapalać światło do kręcenia wykładów; poza tym klimatyzacja cały czas nagrzewa wnętrze, co jeszcze bardziej wszystko wysusza. Turyści chodzą w krótkich rękawach, lokalsi  w puchowych kurtkach. Tutaj zresztą nawet podczas upałów nikt się nie rozbiera. Takie prawo w Azji. Dodatkowo wszyscy dogrzewają się przy ogniskach, które rozpalają, gdzie popadnie. Bezdomni zbierają śmieci i najbardziej szaleni organizują...

Kathmandu. Czas pudż.

Udało nam się otworzyć sklep z grającymi misami, w dzień Białej Tary (mojego jidama). Brat naszej przyjaciółki, mnich mieszkający na stałe w Hongkongu, wraz ze swoim mistrzem wyśpiewali religijne pieśni, przecięli czerwoną wstęgę, pograli na licznych instrumentach i pobłogosławili każdy kąt. Zaraz po pudży rozpocząłem sprzedaż on-line. Dzień później Budda i Danuka, wezwali hinduskiego Bramana, rozpalili ognisko w świeżo wyremontowanym salonie i zorganizowali zjawiskową pudżę, blogosławiącą wszystkie kąty ogromnego domu (kilkaset metrów kwadratowych). Na uroczystości przybyło pół wioski Chowtara i my. Dym gryzł w oczy, ale syn właścicieli Radż, mimo podrażnień spojówek, płacząc oczami, z szerokim uśmiechem nalewał wodę ryżową do malutkiej fontanny w rytmie śpiewów i uderzeń w bębenki. Zjedliśmy kwaśną soczewicę, ziemniaki i dmuchany placek oraz wypiliśmy przesłodzoną herbatkę. Następnie wróciliśmy do domu, bo musiałem trochę pracować. W Polsce, w tym samym czasie Kasia prowadziła warszt...

Kathmandu. Losar.

Nowy rok tybetański, spędziliśmy zgodnie z lokalnymi zwyczajami. Dzień wcześniej krawiec przygotował nam specjalne ubrania, o niespotykanie wielkim rozmiarze: Marcin wybrał tradycyjną czerwoną koszulę, ze złotymi zdobieniami, ja pełny, tybetański strój odświętny, w skromniejszych barwach. Rano poszliśmy pod stupę i do świątyń, później odwiedziliśmy zaprzyjaźnioną rodzinę, gdzie poczęstowano nas domowej roboty alkoholem. Następnie w stanie euforycznym robiliśmy korę. Późnym popołudniem pojechaliśmy na Thamel, gdzie królowało czerwone wino i nowoczesna muzyka, typowa dla zabaw sylwestrowych. Wróciliśmy do domu o całkiem przyzwoitej porze i grzecznie poszliśmy spać.