Przejdź do głównej zawartości

Kathmandu. W marcu jak w garncu.

Joga

W tym roku pogoda nikogo nie rozpieszcza. Marzec zazwyczaj jest słoneczny i bardzo ciepły, z dwoma - trzema dniami deszczowymi. W tym roku jest ponuro, a temperatura nie może się przebić przez 20°C. Noce są nadal chłodne, a powietrze nasycone kurzem przez całą dobę. Deszcz przestał padać w październiku i od tamtego czasu nie spadła nawet kropla. Po cholerę więc te chmury?

Osiedlowa kawiarnia 

Gdy wychodzi słońce, robi się gorąco i nagle wszystkim poprawiają się humory. Niestety od kilku dni jest tak, jakby panował wieczny wieczór. Pracując w domu muszę odsłaniać okna i zapalać światło do kręcenia wykładów; poza tym klimatyzacja cały czas nagrzewa wnętrze, co jeszcze bardziej wszystko wysusza.


Turyści chodzą w krótkich rękawach, lokalsi w puchowych kurtkach. Tutaj zresztą nawet podczas upałów nikt się nie rozbiera. Takie prawo w Azji. Dodatkowo wszyscy dogrzewają się przy ogniskach, które rozpalają, gdzie popadnie. Bezdomni zbierają śmieci i najbardziej szaleni organizują sobie miejsca noclegowe na ulicy (zamiast znaleźć cichy kąt). Jest oczywście logiczne wytłumaczenie tego zachowania. Żebracza miseczka pracuję całą dobę.

Poranne sprzątanie i wielkie kadzielnice 

Zdecydowaliśmy się na wyjazd w cieplejsze rejony. Niebawem wracamy do Indii, na ciepłe plaże Goa. Trzy miesiące modlenia się pod stupami i przebywania w kurzu Kathmandu nam wystarczy. 

Sprzątanie ulic



Komentarze

  1. Klimat w Polsce też stoi na głowie. 17 stopni dzisiaj miałem, a przecież teoretycznie zima trwa u nas jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj już podobno zimno.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Osaka. Tajfun, którego nie było.

Śmiercionośny i niezwykle silny tajfun, który miał przejść nad Japonią i ją zdemolować, widocznie... no właśnie co? Zrezygnował?  Przez nieistniejący tajfun, kolejny fake news pokłóciłem się z kolegą! Po przesłaniu mi zdjęć z rzekomego kataklizmu i linków opisujących "cierpienie setek tysięcy poszkodowanych" stwierdził, że nie jestem teraz w Japonii i celowo wprowadzam "kolejną dezinformację". Dla niego Reuters jest wyrocznią, a słowo w mediach święte. No i właśnie. Tak teraz funkcjonuje świat. Szczerze mówiąc, gdy dowiedziałem się o nadchodzącym tajfunie (z zagranicznych mediów, bo w Japonii o tym nie mówili), postanowiłem włożyć dokumenty i pieniądze do plecaka, na wypadek ewakuacji. Wiatr miał zrywać fundamenty! Później wiedziałem zdjęcia ludzi bez dachu nad głową. Tysiące. Dziesiątki tysięcy. Samoloty miały być wstrzymane a pociągi przestać kursować.  Dziwiłem się jednak, że co 5 minut widzę z balkonu lądujące samoloty i zasuwające pociągi po moście. Poszedłem ...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...