Przejdź do głównej zawartości

Goa - Delhi. Podróż pociągiem.

Taksówka przyjechała o czasie. Miała trochę problemów z manewrami wokół palm, ale kierowca był okazał się doświadczony. I silny. Wziął nasze walizy i wrzucił do bagażnika. A potem naprawdę sprawnie wjechał na trasę szybkiego ruchu i wymijając ciężarówki, jechał prawie setką. Indusi mają świetne drogi. To im trzeba przyznać.

Pociąg był już podstawiony. Okazało się, że na niewielkiej stacji są schody ruchome, a chodniki w doskonałym stanie. Niebo! 

Pociąg miał z 50 wagonów. Oczywiście pierwsza klasa sypialna była na drugim końcu składu (zawsze i wszędzie tak mamy). Szliśmy i szliśmy. Narzekać jednak nie ma na co. Przedział okazał się czysty i wygodny. Chwilę potem pojawił się pan od pościeli, przygotował nam łóżka. Następnie zjawił się kelner i spisał co będziemy jeść na lunch. Po nim pojawił się wesoły chłopak "od zapachów" i rozpylił na ściany i firanki coś kwiatowego. Czwarty gość nas zaskoczył. Przyszedł z termosem i kubkami. Miałem ochotę na kawę, a dostałem zupę pomidorową. Śmiałem się jak głupi. Taki szok, że hej!

Wieczorem odmówiliśmy kolacji i zrobiliśmy sobie dwuosobowe party. Ogórki niemieckie, krakersy, chipsy i inne dodatki. W tle sentymentalne polskie piosenki, choć pojawił się Justin Bieber. W planach późniejszych mamy oglądanie nowego serialu "Ogrodnik". Planowany czas dojazdu do Delhi - jutro w południe (łącznie 26 godzin).

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...