![]() |
Cyk bez filtrów, po winie (ʘᴗʘ✿) |
Przybyliśmy do Delhi punktualnie. Już na samym początku przywitał nas ogólny zgiełk, który emanował z ulic, gdzie taksówkarze rzucili się na nas niczym wygłodniałe psy na świeże mięso. Pomylili się, nie wiedząc że tracą czas. Zdecydowałem się na rikszę, wrzucając walizkę do środka, a Marcin zajął miejsce z tyłu, podczas gdy ja, w towarzystwie zdziwionego kierowcy, zasiadłem obok.
„Na Paharganj” – wskazałem kierunek, a rikszarz zareagował natychmiast: „Ale to 400 rupii.” Usmiechnąłem się ironicznie: „Dam ci 300 i lepiej ruszaj, bo znajdę kogoś innego za 200.”
Zameldowanie w hotelu przebiegło niezwykle sprawnie, a po szybkim odświeżeniu postanowiliśmy udać się na lunch do naszej ulubionej sieciówki. Zaspokoiwszy głód, wyruszyliśmy na zakupy. Miałem na celu zakup jednej koszulki, jednak opuściliśmy sklep obładowani torbami, które z każdym krokiem stawały się coraz cięższe. Nabyliśmy również nowe buty oraz Crocsy i inne drobiazgi, bo jakoś wpadłem w strój szopingowy. Mam tylko nadzieję, że nie będziemy musieli dokupywać kolejnej walizki, co jest niestety naszym zwyczajem. W polskim domu każda szafa już teraz jest zawalona dodatkowymi walizami, a każda podróż przynosi nowe, co bardzo kłóci się z moim minimalizmem (pewnie rozdam).
![]() |
Martin szopoholik |