Początek maja nas rozpieścił pogodą. Zaraz po przylocie zorientowaliśmy się, że nie potrzebujemy kurtek. Myślałem, że będzie nam zimno, tymczasem chodziliśmy w krótkich rękawach, podczas gdy mieszkańcy raczej w lekkich kurtkach.
Przyjaciele przyjechali po nas, zapełnili nam lodówkę i przygotowali mieszkanie. Zaraz potem padliśmy.
Spałem do 6 rano. Marcin planował pranie (trzeba uprać wszystko, więc jakieś 10 wsadów). Ja poszedłem na spacer. Byłem zachwycony wiosną. Wszędzie pojawiły się już liście, a drzewa owocowe pokryły się kwieciem. Wygląda to zjawiskowo.
Zjadłem za dużo smakołyków, ale wszystkiego mi brakowało: kapuśniaku, ogórków, schabowego, wędlin, serów, pralinek i lodów. Pojechałem do Gdańska, potem do Sopotu i centrum Gdyni. Tam też zamówiłem ogromne pudło sushi i wysłałem do znajomych, do których szliśmy wieczorem.
Wieczór był udany, choć w tle królował telewizor i gospodarz domu ciągle w niego spoglądał. To uzależnienie od polityki oraz informacji znam z domu rodzinnego i mam alergię. No, ale co mogę zrobić?
2 maja był jeszcze cieplejszy. Poszliśmy na lunch do knajpy, później na spacer. Wieczorek wyskoczyłem sam do Klubokawiarni, bo miałem ochotę na drinki i zabawę. No i oczywiście nocnych znajomych. Zostałem przywitany należycie, tak więc piłem za darmo i jak już miałem naprawdę dość, wsadzono mnie do taksówki.
3 maja chodziłem po lesie i słuchałem książki "Czterdzieści i cztery" Krzysztofa Piskorskiego. Słuchowisko podzielone na 12 odcinków wciągnęło mnie tak, że zapomniałem o wszystkim, pokonując wiele kilometrów. Wieczorem zjadłem rybę z frytkami i surówką z kiszonej kapusty, a potem lody z bitą śmietaną. Marcin siedział w domu, oglądając zaległe seriale na wielkim ekranie.