Neapol bardzo przypomina duże miasta indyjskie. Jest głośny, czystość nie jest jego najmocniejszą stroną i wszędzie panuje chaos. Włosi jeżdżą tutaj wąskimi uliczkami na skuterach i motorach, zamiast mówić - krzyczą i głośno się śmieją. Wszyscy, wszystko tu sprzedają, oszukują i kradną. Pełno tu kieszonkowców, naciągaczy i żebraków. Panuje tu atmosfera (i urok) średniowiecznego miasta. Wyjątkiem jest jedzenie. Robią smaczne, choć mało wyszukane potrawy. Nigdy jednak nie powiem, że włoskie jedzenie jest najlepsze.
Nie - bo jest przewidywalne.
Nie - bo składa się głównie z węglowodanów.
Nie - bo po tygodniu ma się ochotę, na cokolwiek innego.
Ale lubię ten południowy chaos i południowy temperament. Pasuję tu w jakiś sposób.
Byliśmy dzisiaj w zoo. Małe, ale zadbane. Zwierzęta mają się dobrze i są zdrowe.
Wieczorem podziwialiśmy zatokę neapolitańską: marinę, imponujące place i kamienice, z których tarasów widać Wezuwiusz i niezwykle piękne małe wysepki.