Muszę wyglądać na Włocha, bo usilnie zwracają się do mnie w lokalnym języku.
Rano pojechaliśmy do Pompei autobusem. Zrobiliśmy tam 9 kilometrów, bo to wielki kompleks. Mama była mocno zdziwiona rozmachem zniszczonego miasta.
Staram się też odpoczywać, ale Marcin trochę mi w tym przeszkadza, bo zamiast pomagać, zachowuje się jak turysta na zorganizowanej wycieczce. I jest ślepy na wszystkie argumenty.
Wieczorem podchodziłem sam po mieście. Tutaj życie rozkręca się po 20:00.