Po pracy pojechałem do Sopotu. Marcin sprząta i potem ma ugotować kolację. Wczoraj zrobił zupę jarzynową z przyniesionych przeze mnie dwóch wiechci: botwiny i nowych warzyw korzennych. Dzisiaj ma być jajko sadzone, ziemniaki i pewnie jakaś surówka.
Ja wczoraj spędziłem późny wieczór w Klubokawiarni. Szoty tequili dobrze mi zrobiły. Wszystko wróciło do normy, jeśli chodzi o wybudzanie się w nocy, po alkoholu.
A teraz siedzę, piję kawę i patrzę przed siebie z ogródka Starbucksa. Słucham książki Olgi Tokarczuk "Dom dzienny, dom nocny". Rozdziały są prawie oddzielnymi opowiadaniami i choć postaci wracają, nie czuję jednolitej fabuły. Ale dobrze się słucha. Audiobook czyta autorka. To fajne.
Edycja po kolacji:
Było dobre. A ja kupiłem truskawki i zjedliśmy cały koszyczek. Teraz oglądamy TV i pijemy Limoncello przytargane z Włoch.