Rano miałem dużo pracy. Musiałem nagrać dwa wykłady, a dawno nie miałem takiego wewnętrznego lenia. Nie chciało mi się tak, że byłem na siebie zły. Udało mi się skończyć o 13:00 i wtedy Marcin przyszedł z zakupami. Zjedliśmy lunch i pobiegłem na siłownię.
Wykupiłem karnet na gym, na miesiąc, bo nie chcę abonamentu. W związku z tym płacę dużo więcej (380 złotych miesięcznie, co uważam za mocno wygórowaną cenę). Ale muszę, bo uparłem się zrzucić zbędne kilogramy. Idzie mi to straszliwie opornie, a liposukcja laserowa przynosi ledwo zauważalne efekty (choć boczki się zmniejszają). Niemniej kłamstwem marketingowym są podawane na stronie kliniki, liczby. Tyle centymetrów mi nie ubędzie.
Wieczorem poszliśmy do kina z Iksami. Kupili bilety na "Nagą broń" (filmu nie da się odzobaczyć). Potem wylądowaliśmy w Ubogiej krewnej na butelce wina i serniku. Było przyjemnie.
Słucham książki "Rdzeń". Wciąga. Jest to opowieść o chłopcu który zostaje porwany. Rodzina szuka go przez 11 lat i w w końcu rozpada się od wewnątrz. Wtedy chłopiec a w zasadzie już nastolatek pojawia się znikąd. I jeszcze tej samej nocy, zaraz po jego powrocie, dochodzi do tragedii.