Wczoraj rano, Marcin doprowadził mnie do szewskiej pasji. Wkurzyłem się tak bardzo, że słyszało mnie całe osiedle. Okazało się, że mój partner postanowil zmienić leki na nadciśnienie, bo nagle (po latach idealnego samopoczucia) wydało mu się, że lepiej będzie spróbować czegoś innego. Poszedł do lekarza, nagadał bzdetów, zmienił pogułki, które nie działają (pomiar 170/95 mmHg). Naprawdę mnie wku*wił i przestraszył. Czasami myślę, że mam syna, a nie równoprawnego partnera (sprawa nadal nie jest rozwiązana, dopiero po niedzieli będzie można udać się do lekarza).
Po południu poszliśmy na długi spacer, a po kolacji poszedłem sam do ulubionej Klubokawiarni. Odreagować. I tak zrobiłem!
Rano pozbyłem się lekkiego kaca, stojąc długo pod prysznicem. Poszliśmy na śniadanie do zwyczajowego miejsca na Świętojańskiej, a potem znów wybraliśmy się na wędrówkę do Sopotu. Szliśmy plażą lub deptakiem, co zajęło dwie godziny. Ludzi raczej było niewiele (wbrew temu, co wypisują media). W samym Sopocie, w lokalnej ciastkarni, zjedliśmy po kawałku tortu i wypiliśmy po kawie. Tłumów także nie było, choć oczywiście Monciak (jak zawsze) był dość zaludniony.
Naprawdę nie rozumiem o co chodzi z tymi fake newsami...