Przejdź do głównej zawartości

Kwitnąca gałąź.



Do przemyśleń, w rezultacie których powstanie ten wpis, skłoniła mnie Asenata oraz Hebius - osoby blogujące, tak jak ja.

W komentarzach powstała dyskusja na temat znaczenia biologicznej rodziny i (chyba) wyższości rodzinnych korzeni, nad przyjaźniami. Asenata napisała "Można mieć znajomych,przyjaciół będąc z nimi w dużej zażyłości. Ale rodzina chociaż skłócona, nie widząca się nieraz latami to jednak jest ta więź która opłata". Hebius jej przytaknął. 

Hebius mieszka w bloku, w niewielkim miasteczku. Jego mieszkanie wydaje się być poczekalnią dla reszty rodziny, która wykorzystuje brak jego asertywności. Najczęstszym nawiedzającym jest brat, który wpada, kiedy uznaje za stosowne. Czasem na chwilę, czasem zostaje na noc. Hebius musi dostosować się do jego obecności, a ten w najlepsze korzysta z jego rzeczy, jak ze swoich (na przykład korzystając z komputera, przez cały wieczór). Bratowa wpada nieregularnie. Czasem na chwilę, czasem na kilka chwil, tak jak córka tych dwojga.

Czasami inni członkowie rodziny mają ochotę odwiedzić go niezapowiedzianie. I właśnie ostatnio mama Hebiusa zadzwoniła do niego, informując że jakiś kuzyn, jedzie złożyć mu wizytę. Od tego zaczęły się nasze dyskusje i późniejsze wnioski.

Wnioskuję, że według Asenaty, członkowie rodziny, nawet którzy nas mają w dupie, mogą wymagać od nas gościny w dowolnej porze. Mogą z nas i naszych zasobów korzystać, bo przyszło nam zaistnieć na tym samym genealogicznym drzewie. Blogerka twierdzi, że mój brak zgody na próby wykorzystywania przez członków rodziny, jest równoznaczne z odcięciem się od macierzy, a odsuwanie od siebie (permanentnie) toksycznych członków rodziny i zamykanie ich drzwi do własnego domu jest równoznaczne z odcinaniem się od rdzenia, z którego pochodzimy.

Moje zasady są proste. Robię to, co chcę, a opinie i porady innych trzymam poza obszarem swojej uwagi. W moim ogrodzie, sam dobieram kwiatki - chwasty wyrywam. Biologiczne korzenie mogą wskazywać na źródło moich cech, natomiast bycie członkiem mojej biologicznej rodziny, nie daje żadnych przywilejów. Aby znaleźć się blisko mnie, trzeba być mi bliską osobą. Znaczenie i wpływ na mnie mają wyłącznie osoby, które lubię lub kocham. 

To, że ktoś wyszedł na świat spomiędzy nóg jakiejś mojej przodkini nie ma dla mnie znaczenia, dopóki nie zasłuży sobie na mój szacunek i sympatię. 

Asenata stwierdziła: "Rodziny sobie nie wybierasz. Możesz ewentualnie nie utrzymywać z nimi kontaktu. (...) Jeżeli bardzo się uprzesz możesz swoją gałąź odpiłować. Wtedy te więzi tracisz. Tylko cóż znaczy samotna, uschnięta gałązka". 

Poruszyło mnie to uległe, pełne wewnętrznych traum i braku pewności siebie myślenie! Takie smutne przekonanie zależności, powinności i uległości wobec zdarzeń. Długo o tym myślałem.

Odcinając się od toksycznej rodziny, tych wszystkich cholernych stryjów i ciotek - zyskałem wewnętrzną wolność. Widziałem jak biologiczna rodzinka niszczy i wykorzystuje moich rodziców i przysiągłem siebie, że nigdy im na to nie pozwolę. Nigdy nie pozwoliłbym nikomu wejść z buciorami w moje życie. A jeśli chodzi o rady, to przyjmuję je tylko od siebie i najbliższych.

Gałązka którą jestem, wyrosła na piękne drzewo. A owoce daje smaczne. Bliskie mi osoby mogą je zjadać do woli. Każdy z nas powinien mieć w sobie niezależną moc!

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...