Mama wyszła po nas, na dworzec i przywitała chlebem i solą. Marcin oczywiście wkładając chleb do plecaka, rozsypał sól, na szczęście nie całą. Zrzuciliśmy bagaże i poszliśmy na kawę. Potem Marcin pojechał z mamą odebrać paczki, które przesłałem z Gdyni i został tam na kolację, a ja odpocząłem.
Kolejnego dnia wstałem późno. Otrzymałem życzenia z okazji dnia nauczyciela i kilka miłych wiadomości, potem przeczytałem e-maile służbowe obw końcu poszedłem do łazienki. Marcina tym czasie ogarnął pranie i poszedł po kawę, którą wypiłem, szykując się na lunch z mamą. Poszliśmy do japońskiej restauracji.
Porcja sushi okazała się za duża. Ostatni talerz (w sumie były trzy) wzięliśmy na wynos i jako, że stołowaliśmy się blisko domu, Marcin zaniósł paczkę i włożył do naszej lodówki, na wieczór. Ja z mamą wolnym spacerem poszedłem do kina. Kot dotarł jeszcze podczas reklam, które ignorowaliśmy, rozmawiając o pierdołach.
"Chopin, Chopin" okazał się genialnym filmem, pokazującym kompozytora w ostatnich latach jego życia, w nieco innym, niż szkolnym świetle. Gdy Fryderyk dostał wyrok śmierci, był trzydziestolatkiem, próbującym znaleźć szczęście w rozchulanym do granic perwersji Paryżu. Mierzył się z traumami z dzieciństwa oraz z samotnością w wielkim mieście. Poza tym traktowano go jak celebrytę, co było zarówno przyjemne, jak i męczące. I tym całym kołowrocie zdarzeń, dowiedział się, że umrze. Zawsze tak chciałem zobaczyć jego postać, nie w formie pomnikowej. Film naprawdę zrobił na mnie wrażenie.
I byłem wściekły na ty hbglupich ludzi, którym "czegoś zabrakło", na tych wszystkich malkontentów, których bełkot obnaża tylko to, że są niedojebani. Powiedziałem do Marcina, że mam prosty test na to, kogo dopuszczać do siebie. Jeśli ktokolwiek nie lubi tego filmu, myślę że jest na tyle inny, że nie ma sensu tracić czasu na znajomość. Czym jestem starszy, tym bardziej wybiórczy.