Jeden z najfajniejszych klubów w zachodnim Kathmandu obchodził wczoraj swoje urodziny. Jedzenie a la carte było wyśmienite. Marcin zamówił sobie egzotyczną golonkę z frytkami i piwem, a ja smażony boczek z sałatą i skrzydełka kurczaka. Istny miss masz na dachu świata w miejscu wyglądającym jak Mykanos.
Jest wczesne lato. Temperatury są bardzo przyjemne, od 25 do 38 stopni Celsjusza. Pada okazjonalnie, nie dłużej niż przez kilka minut. Noce są ciągle znośne, ale to niebawem się zmieni. Maj będzie bardzo ciepły, a czerwiec upalny (bez porównania do skali polskiej).
Pracuję trzy razy w tygodniu wieczorami, oraz dwa razy w ciągu dnia. 20 godzin tygodniowo. Marcin spontanicznie przejął obowiązki domowe, choć wiele ich nie ma. Ale sprząta i robi pranie, oddając rzeczy do pralni raz w tygodniu. Stołujemy się raczej w restauracjach, choć zdarzyło nam się coś gotować.
Kupujemy dużo warzyw i owoców, tybetańskie chlebki, ręcznie ubijane masło i dżemy. Bardzo dobre z owoców, z których w Europie nie robi się przetworów.
W ciągu dnia, kiedy mamy czas, chodzimy wokół stupy, medytujemy w gompach lub łazimy po okolicznych lasach.
Nie wiemy, co się dzieje na świecie. I nie chcemy wiedzieć.