Jestem w drodze z Wisły do Warszawy, ale że względu na urodziny mamy, na kilka dni zatrzymaliśmy się w Częstochowie. No i było jak zwykle sentymentalnie i ckliwie.
Częstochowa wygląda lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Miasto jest ładnie oświetlone, a w bramach, szczególnie w weekend tętni życie towarzyskie. Całkiem przyjemne knajpy i puby. Tylko obsługa w sklepach niemrawa i mało przyjemna. Często warczą, a ja wtedy zmieniam się w potwora i w sposób uprzejmy rozwalam im system.
Wczoraj spotkałem się z moją byłą, pierwszą żoną. Odwiedziłem ja w domu, w którym mieszkaliśmy razem. Dziwne uczucia. Gadaliśmy o wszystkim, jak zwykle bardzo serdecznie, a ona cały czas wydawała mi się piękna. Lubię ją do tej pory i dalej uważam za najładniejsza kobietę, jaką znam. Oglądaliśmy zdjęcia. Sam nie mogłem uwierzyć, że ja to ja: bujne, kręcone, kasztanowe włosy, okulary i brak zarostu. Bardzo roześmiany, otoczony kobietami. No i na wielu fotkach siedzący z naszymi dzieciakami. K. zazwyczaj ze mną, na kolanach, na plecach lub uwieszony oraz I. gdzieś z boku, lekko uśmiechnięta. Inne życie... Teraz K. mieszka w Warszawie i jest rozchwytywanym przez laski biznesmenem, a I. żyje i trowertycznie w swoim świecie, i dobrze jej się wiedzie. Ostatnio kupiła z mężem mieszkanie w Trójmieście.
Miałem się spotkać jeszcze z rodziną, ale pochorowały się i siedzą w domach. Innym razem. Ja sam dzisiaj obudziłem się jakiś rozbity i przed zakupami na imprezę poszedłem do apteki zrobić test. Było to nieco traumatyczne, ale musiałem być pewien przed spotkaniem z rodzicami.
Ojciec wygląda dużo lepiej po ostatniej operacji. Miał usuwane polipy na jelitach i ostatnio dostał silnego krwotoku. Założyli mu jakieś klamry i czuję się lepiej. Mama jak zwykle pokazała się ze strony silnej kobiety. Uśmiechała się, była pełna energii i nie pozwoliła nawet przypuścić, że jest zmęczona. Też tak robię. Sam nie wiem, czy to dobrze.
Kupiłem tort bezcukrowy, bezglutenowy, wegański. Okazał się smaczny i lekki. Do tego był koniak Hennessy v.s.o.p. oraz zimny bufet. Brat został w domu. Chyba dobrze, bo i tak nie mamy żadnego kontaktu. Żaden z nas nie pyta drugiego "co słychać", bo myślę, że nie zrozumiałby odpowiedzi. A jak już rozmawiamy, to zupełnie o niczym. Przedwczoraj na przykład o cenach złomu miedzi...
Odwiozłem rodziców do ich domu taksówką, bo dałem im dwie walizy bagaży na przechowanie. Jadę teraz do Warszawy, a później do Londynu i Paryża. Nie chce mi się ciągnąć tych wszystkich rzeczy. A Marcin będzie w Gdyni odnawiał mieszkanie. Potem, no właśnie musimy ustalić...