Przejdź do głównej zawartości

Darjeeling. Refleksje.

 

Darjeeling. Widok z okna 25.01.2024.





Siedzę w fotelu, patrzę przez okno na świątynię hinduską zasłaniającą Himalaje i tak sobie dumam nad tym, co człowiek robi na ziemi.

Indie są tak brudnym i zanieczyszczającym ziemię krajem, że mam pewność katastrofy ekologicznej. Piszę o tym coraz częściej, ale widzę zmiany klimatyczne, pustynnienie ziemi i zwyrodnienia (choroby) roślin i zwierząt. Z obrzydzeniem patrzę na ludzi ignorujących ten problem. 

Kończę kolejną (trzecią) książkę w tym miesiącu. "Człowiek o 24 twarzach" Daniela Keyes'a. Historia opowiada o osobowości wielorakiej, przybliżając bardzo barwną historię życia Billego Milligan'a. Reaguję emocjonalnie, boli mnie czytanie, całym sobą nie akceptuję tego, co robią innym, wstrętni ludzie. Owi wstrętni ludzie to często: rodzice, nauczyciele i osoby głęboko religijne. Ich toksyczność i manipulacje bolą najbardziej. Później mamy resztę społeczeństwa, która składa się również w (niestety) coraz większym procencie z osób o złych lub w najlepszym razie egoistycznych intencjach.

Nie mogłem spać w nocy. Rozmyślałem o tym, co robię i jak żyję. Od jakiegoś czasu odczuwam brak równowagi pomiędzy dawaniem i braniem. Nie miałem postanowień noworocznych, ale myślę że muszę zacząć brać i uciąć dawanie. Wkurza mnie to, że inni myślą o mnie jak o dojnej krowie. Gdy człowiek ma pieniądze ludzie myślą "można coś uszczknąć". Rzadko kto jednak zdaje sobie sprawę, że osoby zarabiające dużo, zwyczajnie dużo pracują. Ja na przykład pracuję w godzinach pracy i po nich: idąc po ulicy, jedząc posiłek, oglądając film (bo zawsze jest coś ważnego). Użalam się nad sobą? A czemu miałbym tego nie robić? Jak skończę, to muszę pomyśleć o tym, jak przestać rozdawać siebie.

Dzisiaj robię pierwszy krok (albo pierwsze z tysięcy nieudanych). Ustalam ramy czasowe, w których pracuję. I mam gdzieś, że komuś się spieszy. Z całą pewnością (oprócz warsztatów) przestaję pracować od piątku, do niedzieli włącznie. Rozdzielam swój numer prywatny od służbowego, wyłączam weekendowe powiadomienia na msg i na emailu i kontakty z ludźmi. Potrzebuję kontaktu ze sobą.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...