Foto: moja dzisiejsza kolacja. Nepalskie thali.
Kilka rzeczy wymaga podsumowania.
Indie bardzo zdrożały. Turystów jest znacznie mniej, w niektórych rejonach nie ma ich wcale. Tanie hotele z kilku dolarów podskoczyły do kilkunastu za dobę, standard który nam odpowiada nie różni się w zasadzie cenowo od Europy. W Nowym Delhi płaciliśmy $37 za nocleg. Najdrożej było w Dardżylingu, gdzie doba kosztowała nas $52. Kawa w Starbucksie jest droższa, niż w Nowym Jorku i tak dalej, i tak dalej.
Zanieczyszczenie powietrza jest nieopisywalne. Smog w stolicy uniemożliwia widzenie nieba, a na słońce patrzy się z łatwością, nawet w południe. Przypomina żółtko jajka, albo obcą gwiazdę, która nie razi w oczy. Jeszcze gorzej było w stanie Bihar. To najbiedniejszy region, a lokalny rząd zajmuje się wyłącznie rozkładaniem pieniędzy.
Elias przykleił się do nas, ale go odprawiłem. Wyjechał z Gangtoku to zachodniego Sikkimu i tam, na własną rękę poznawał świat. Spotkaliśmy się ponownie w Dardżylingu, jednak powiedziałem, że chcę spędzić czas wyłącznie z Marcinem. Razem pojechaliśmy dopiero do Nepalu. Najpierw jeepem do New Jalpaiguri, potem pociągiem do Raxhul. Razem przekroczyliśmy granicę i pojechaliśmy do stolicy Nepalu. Zaraz po przyjeździe się rozstaliśmy i nie bardzo mam ochotę na ponowny kontakt.
Nepal jest uroczy. Niestety moda na "ja też muszę mieć motorek" oraz "mam gdzieś powietrze, którym oddycham" coraz bardziej mnie przeraża.
Póki co, po przyjeździe zrobiliśmy zakupy i zapełniliśmy lodówkę serami, których nie jemy. A i jeszcze coca-colę lajt nabyliśmy w ilości hurtowej. Na razie karmi nas Sanjeeb, nasz przyjaciel, który ma knajpkę niedaleko naszego bloku. Mieszkanie mamy ciche, dwie minuty od stupy i dwie minuty od mojej siłowni. Blok stoi tak, że nic tu nie jeździ i niech tak będzie.
Ja dzisiaj (31 stycznia) cały dzień spędziłem przed laptopem, zamykając rok z księgową. Nie znoszę tego robić. Faktury, opłaty i podpisy na tysiącach dokumentów. Brr... Marcin załatwiał sprawy związane ze zbliżającym się szkoleniem w Nepalu, które organizuję. Spotkaliśmy się dopiero na kolacji o 19:30.
Jest chłodno. Chyba najchłodniej odkąd pamiętam. W dzień +17, w nocy+7. Ogrzewanie chodzi razem z ocieplającym nawiewem z AC. Rachunek za prąd będzie bolesny. Ostatnio znów podnieśli ceny, mimo, że wyłączają prąd kilka razy w ciągu dnia i sprzedają (najprawdopodobniej Chinom).