W pokowidowym Paryżu mniej radości. Otwierane na nowo sklepy przypominają poranek staruszka, który próbuje rozciągnąć unieruchomione artretyzmem stawy. Lepiej radzą sobie Żydzi i Arabowie. Oni mają wyjebane na bolączki białej klasy rządzącej. Ale jest spokojnie. Żadnych spięć. Kebab u Żyda, gdzie dawno temu pomagałem ustawiać stoły i sprzątać w soboty - zamknięty. Jakieś święto mają, więc wesoły powód. Stołuję się więc u jego szwagra, choć szwagier pewnie już umarł, a biznes prowadzi jakiś młodszy członek rodziny. Wino za rogiem. Karafka. Lubię to przelewanie trunków do karafek. To takie francuskie i wyrafinowane.
Zamiast szukać smaków z dzieciństwa, lepiej odkrywać nowe i iść kierunku słońca, dopóki nie zamienisz się w popiół. Telomery mają określoną długość, ale i tak lepiej skręcić kark tańcząc, niż czekać w uśpieniu na ostatni, możliwy podział komórek. Nie musisz rozumieć, a ja tłumaczyć...