Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2021

Londyn. NYE Party.

Niech się wszystkim wiedzie tak dobrze, jak tylko może! I żebyśmy strącili ze stołków wszystkich tych, którzy stoją nam na drodze do realizacji naszych planów. Wznosimy ten toast przez cały wieczór, a o północy już czwartą, rozpoczętą właśnie butelką szampana. Setki ludzi i wszyscy tańczą, skaczą, piją i śpiewają. Nawet Marcin, co zdarza się rzadko. Ja jak zwykle zdzieram gardło i jak zwykle mam gdzieś tych, co to słyszą. Już dawno postanowiłem zachowywać się tak, jak mam ochotę i nie dopasowywać się do wymyślnych reguł, barier i ograniczeń, jakie ludzie tworzą.  Wszystkiego dobrego!

Londyn. Zabawy na całego.

Dużo pracuję. Moja szkoła refleksologiczna, stowarzyszenie łączące zaprzyjaźnione szkoły, rysowanie map stóp i tworzenie aplikacji, która ponoć w przyszłości ma pracować sama na siebie pochłaniają mnóstwo czasu. Ale jest mi z tym dobrze. Marcin pracuje popołudniami, tak więc wieczory, jeśli sam nie pracuję spędzam ze znajomymi opijając stary tok. Oprócz Anety, znajomi moi to osoby młodsze przynajmniej 20 lat ode mnie. Nawet o tym ostatnio rozmawialiśmy, stwierdzając z bólem, że ludzie z własnego wyboru są starzy, leniwi i cholernie mało ciekawi.  Londyn szaleje tak, jakby nas znowu zamykano. Na szczęście zabrakło kasy na zapomogi i wszystko funkcjonuje. Poza tym ludzie kompletnie ignorują jakiekolwiek sugestie dotyczące „bezpieczeństwa” i chyba robią to celowo. Niestety tylko Anglicy mają swobodę. Inni nasi znajomi zamknięci w aresztach domowych, pogrążeni w depresji i z długami.

Londyn. Okres świąteczny.

Hebiusowi - mojemu wiernemu i jedynemu komentatorowi, składam życzenia wszystkiego, co najlepsze w jego świecie i żeby mu się wiodło tak, jak sobie tego życzy. Twoje zdrowie Darku.  A tak na marginesie, ten blog miał być zupełnie ukryty, dla mnie lub dla tych, z najbliższego kręgu, jednak net jest tak rozległy, że wystarcza się nie reklamować, aby przepaść w otchłani nadmiaru bajtów... Czyta go kilkanaście osób, po cichu więc jest tak, jak miało być. Nie trzeba się ukrywać. Tak zwane święta 2021 okazały się bardzo udane i mimo tego (lub właśnie dlatego) że świąt zupełnie nie obchodziliśmy, było magicznie: wigilię przebalowaliśmy z podpitą Drag Queen. Śpiewaliśmy z całą salą wcale nieświąteczne pieśni i było słodko. Potem zmienialiśmy lokale i ledwo wróciliśmy do domu.  Pierwszy dzień świąt i połowę drugiego wylegiwaliśmy się w łóżku, to znaczy w prowizorycznym barłogu w salonie, na materacu, na którym ustawiliśmy małe stoliki z jadłem. Oglądaliśmy filmy i jedliśmy, od czasu d...

Londyn. Matrix - Recenzja.

W najczarniejszych snach, nie spodziewałem się, że Wachowska obrzydzi mi kultową serię, aż do tego stopnia. Film, jak dla mnie, nie ma żadnych plusów, w każdym razie takich, które byłyby istotne.  Keanu Reeves i cała reszta obsady jest tak drewniana, jak tylko to możliwe. Przedstawienia przedszkolaków maja więcej prawdy i dramatyzmu. Dodatków fabuła jest banalna. Widzimy ciagle odgrzewanego kotleta: walkę i wygibasy, stopniowe dochodzenie do bycia lepszym od wroga, bezsensowne wspominki poprzednich części i wcale nieśmieszne dialogi. Film jest naprawdę kiepski i szkoda na niego kasy. 

Londyn. Przedświątecznie.

Koleżanka DragMikołaica przesyła prywatne buziaki. Starała się bardzo, wiec myślę, że będzie to najlepsza pocztówka świąteczna. A życzenia?  Niech Wam się wiedzie - powinno chyba wystarczyć. Bo i tak, mimo najszczerszych życzeń, każdy pogrąży się we własnym marazmie i walczyć będzie z demonami: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, dopóki nie zrozumie, że wszystko jest niczym sen i można zwyczajnie dobrze się bawić.

Londyn. Feniks.

Myślę, że prawe przedramię zostało ukończone. Feniks i abstrakcja wijąca się po niezaatramentowanych obszarach dokończyły dzieła. Spędziłem wczoraj jedenaście godzin, z których dwie ostatnie były prawdziwą torturą. Ale jestem zadowolony. Dla mnie "cel uświęca środki". 

Londyn. Soho.

Dwie butelki wina w Old Compton, pizza wegańska i rozchodniaczek winny w Ku Barze, to bilans spotkania z Anetą.  Był to wieczór powolny, bez tańców, pijackich bełkotów i marudzenia. Tak jak lubię. Dlatego też kaca nie było na drugi dzień.

Londyn. Wieści z Polski.

Umarła Nanusia. Niewiele ode mnie starsza krewna. Pamietam ją najbardziej z dzieciństwa, potem kontakt był słabszy, bo wyjechałem z Polski. Smierć zupełnie niepotrzebna, której można było uniknąć - tak myślę. Ostatnio widziałem ją miesiąc temu. po latach, gdy byłem w Częstochowie. Była radosna, w pełni zdrowa i zadowolona z życia.  W czwartek rozbolał ją brzuch. Zamiast iść do lekarza, próbowała sama się leczyć. W piątek poszła jeszcze do pracy (w szpitalu) ale czuła się na tyle źle, że zwolniła się wcześniej. Wielokrotnie rozmawiała z różnymi osobami, między innymi z moimi rodzicami, obiecując że w poniedziałek pójdzie do lekarza. Ze streszczenia tych rozmów wiem, że krwawiła i później wymiotowała krwią.  W sobotę wieczorem czuła się źle, ale nie na tyle, żeby wezwać pogotowie. Kilka godzin później zmarła. Ze znaków w domu, ułożenia ciała i innych danych wynika, że bardzo cierpiała. Nigdy nie zrozumiem czemu nie zadzwoniła po pomoc.

Londyn. Bez świąt i Mikołajków.

Londyńczycy używali masek w metrze, gdy późnym latem rząd powiedział, że to "ich wybór". Teraz znów debile zaczęli pajacować z zaostrzeniami i wszyscy maski zostawili w domach. Ta cecha - przekora Anglików jest bardzo silna. Zimą chodzą w t-shirtach, a gdy się robi ciepłej, zakładają kurtki. Wczoraj zrobiliśmy sobie clubbing na Soho. Wszystkie miejsca pękały w szwach i nigdzie (co naprawdę dziwne) nie grali kolęd. Chyba po raz pierwszy raz w życiu. Myślę, że wszyscy mamy ten sam wstręt po tym, co zafundował nam rząd, sam bawiąc się najlepsze.  Prywatnie, świat w tym roku również nie będziemy obchodzić.

Londyn. Cukierkowy świat.

Każdy żyje w takim świecie, jaki do niego pasuje i przyciąga przynależące do niego rzeczy. Wszystko, co się pojawia na naszym horyzoncie jest naszą własną kreacją albo konsekwencją wszystkich lub niektórych działań, których dokonujemy. Tak naprawdę jest - prawo przyczyny i skutku. Pracuję. Skoro teraz jestem sobie "sterem i okrętem", postanowiłem poświęcać działaniom zawodowym osiem godzin dziennie i pracować w rytmie, jaki mi odpowiada. Reaguję na potrzeby: robię dodatkowe, krótkie szkolenia, nagrywam wykłady i organizuję internetowe spotkania. Szkolenia jak do tej pory sprzedają się do godziny po ogłoszeniu, więc chyba jest tak, jak być powinno.

Londyn. Dieta.

Dieta wegańska jest w sumie średnim pomysłem na zimę. Chodzę głodny i trzeźwy, przynajmniej do końca roku. Czasami trzeba... Porzuciłem pracę. Miałem mieć spotkanie dzisiaj o jedenastej, ale w końcu nie poszedłem i zamiast się tłumaczyć, naprędce napisałem wypowiedzenie. Czuję się z tym dobrze. Firmę rozkręcam i staram się jak mogę. To jest to. Praca u siebie i na swoich warunkach. Niech się dzieje dobrze.  Zdjęcie ze szkolenia, które prowadziłem dzisiaj. Mam kilka grup kursantów. Wspaniali ludzie. 

Londyn. No i co dalej?

Wstałem jakiś obolały, zimno mi w nocy było, nawet zmierzyłem sobie temperaturę (36.1°C) i zrobiłem test na covida z rozpędu. Później doszedłem do wniosku, że Marcin przykręcił kaloryfer i to dlatego. Nawiasem mówiąc, musimy chyba ubierać się cieplej w domu, bo rachunki płacimy astronomiczne. W ogóle chyba czas wyjechać z Londynu. Za pieniądze, które wydajemy tutaj miesięcznie, moglibyśmy żyć pół roku w Azji, a w trybie oszczędnym i rok. To zupełnie niewiarygodne, ale taka jest prawda.  Pojutrze mam spotkanie z zarządem, w mojej pracy, ale chyba odwołam i zamiast robić cokolwiek, dam im wypowiedzenie. Nie chcę mi się wracać do pracy w szpitalu, nie chcę mi się być managerem i przebywać wśród toksycznych ludzi.  Zresztą nie mam czasu. Przygotowuję książkę refleksologiczną i sam rysuję mapy stóp, bo żaden grafik nie dał rady. Siedzę nad tymi rycinami i zarywam noce, to niby kiedy mam pracować dodatkowo dla kogoś? I po co ja na te studia poszedłem? MBA z zarządzania placówkami zd...

Paryż - Londyn. Zmiany.

Francuzi wprowadzili przepustki, tak zwane "paszporty kowidowe" dla wszystkich. Stało się tak w całej Europie zachodniej: podzielono społeczeństwa na zaszczepionych i tych, którzy nie chcą być przymuszani do czegoś, w co nie wierzą. Wiara... Ilu w imię wiary cierpiało? Tym razem jedni wierzą, że kowid zabije ludzkość, inni że zrobi to szczepionka. Od dzisiaj Irlandia (i chyba to jest pierwszy kraj w Europie) wymaga potwierdzenia zdrowia testem. Ma to w końcu jakiś sens, bo reżyserując przedstawienie powinno się zwracać uwagę na logikę. Jedni i drudzy są potencjalnymi roznosicielami wirusa, więc dyskryminacja niezaszczepionych jest zwykłą, brudną grą polityczną. Pociąg do Londynu zatłoczony. Zaraz po wyłonieniu się z tunelu ludzie ściągają maski. Od jutra zmiany, będzie trzeba zakrywać twarz w transporcie, chyba że "nie możesz". Więc większość "nie będzie mogła". Zupełny odjazd.