Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2024

Wrocław. Lato.

Upał taki, jak lubię. Inni oczywiście narzekają. Najczęściej ci, którzy psioczą na zimę. Malkontenci. W ogóle kto to myślał, żeby ciągle narzekać? Co oni z tego mają? W pociągu spotkaliśmy Natalię. Jechała w tym samym wagonie, co my. Znamy się z Nepalu i to naprawdę niezwykłe, spotkać się ot tak. To się nazywa karma.  Jutro zaczynam kolejne szkolenie. Jestem już tak zmęczony, że działam automatycznie. Kocham swoją pracę, ale wolę pracować mniej. Teraz działam na siłę. Poza tym bardzo dużo wydałem i potrzebuję pieniędzy.  W Częstochowie bez większych zmian. Ojciec nadal w szpitalu. Stan ciężki, lecz stabilny. Ma tak wiele chorób, że żyje cudem. Ale żyje. Odpompowali wodę, usunięto płyn z osierdzia, tlen pomógł poprawić działanie prawie obumarłych płuc, no i chyba jest lepiej. Nerki ledwo działają, no ale ruszyły. Wszystkie protezy w układzie krążenia jakoś pracują. Jelita po usunięciu kilkudziesięciu guzów też jakoś zipią, a do ciężkiej anemii organizm widocznie się przyzwyczai...

Londyn. Niedziela.

Musiałem przylecieć do Londynu ponieważ mam spotkanie, rano w poniedziałek. Spotkanie on-line.  Ponieważ teraz wszystko jest na dystans i nie można złożyć żadnego wniosku osobiście, wysłałem wszystkie dokumenty potrzebne do uzyskania nowego paszportu, pocztą. Dwie osoby musiały poświadczyć moją tożsamość, wysłać swoje numery paszportów i podpis, logując się przez oficjalną stronę rządową.  A teraz muszę z terytorium Zjednoczonego Królestwa, odbyć kompletnie bezzasadną rozmowę online. Będą zadawać mi pytania osobiste, które pomogą im ustalić że jestem osobą za którą się podaję. I nie mogłem kurwa mać zrobić tego z innego kraju. Bo przecież z terytorium innego państwa by się to nie liczyło. Brak mi słów i naprawdę nie wiem, kto wymyśla takie idiotyzmy. Jak już będzie po wszystkim na pewno złożę skargę i opiszę to szeroko.

Hel. Rowerowe szaleństwo.

Zgodnie z planem, wstaliśmy o 8:30 rano i po prysznicach i suplementacji, poszliśmy spacerem na prom, płynący do Helu. Po drodze kupiliśmy gruzińskie buły: Marcin z jagodami, a ja z wiśniami i czekoladą. Kawę wzięliśmy że Starbucks.  Prom z Gdyni do Helu płynie 55 minut, tak też było tym razem. Miasteczko było pełne turystów, dlatego od razu poszliśmy do wypożyczalni rowerów i wzięliśmy dwa "górale", jak to mówi Marcin.  Trasy rowerowe na półwyspie helskim są chyba najlepsze w Polsce. A już na pewno najprzyjemniejsze. Pierwszy stop zrobiliśmy sobie w Juracie. Nie zostaliśmy tam jednak długo, bo trwały remonty. W ciągu dwóch lat powstało kilka hoteli i ekskluzywnych domów, a nasza ulubiona lodziarnia zniknęła. W Jastarni zjedliśmy obiad w miejscu w którym stołowaliśmy się wcześniej. Kelnerkami były same Ukrainki, co nam w ogóle nie przeszkadzało ale punktacja na Google wyraźnie spadła z tego powodu. Za Chałupami, bardzo spragnieni wpadliśmy do sklepu i kupiliśmy napoje. W końc...

Sopot. Odpoczynek.

Ciepło, ale nie upalnie. Zjedliśmy śniadanie w domu: jajecznicę na boczku z ciemnym chlebem i ogórkami małosolnymi, własnej produkcji. Marcin poszedł później odebrać wyniki kolonoskopii*, ja zaś zająłem się pracą i nagrywaniem wykładu. Następnie pojechaliśmy do Sopotu na ulubione lody, oraz na długi spacer klifami i plażą. Kolację zjedliśmy w Gdyni, już po spacerze i wtedy nie odebrałem telefonu od mamy. Później znów dzwoniła i w końcu wysłała wiadomość, że ojca wzięła karetka z przychodni. Ma zapalenie płuc z powikłaniami, ciężką niewydolność serca i ogólnie jest słabo. Od szesnastej siedział na sorze i w końcu dali mu zastępcze łóżko, przed dziesiątą. Dostał również tlen. Poradziłem mamie włączyć serial i usnąć wczesniej, choć sam takie rady... No ale niby co ma robić? Michał, mój brat również jest w szpitalu od dwóch tygodni... C'est la vie. A my jutro wybieramy się na Hel. Chcemy płynąć, przejechać całość na rowerach, a potem wrócić pociągiem. W sobotę, albo najdalej w niedziel...

Gdynia. Dom?

Gdy jedziemy do Gdyni, Marcin mówi że jedziemy "do domu". Ja zupełnie tak nie myślę ani o Trójmieście, ani o Polsce, ani o żadnym innym miejscu na ziemi.  Szkoda że to wcielenie przyszło na świat tak wcześnie, kiedy jeszcze podróże między galaktyczne nie są możliwe. Teraźniejsze ja nadawałby się na przestrzenne wojaże, bez żadnej przynależności do kogokolwiek i czegokolwiek. W sumie nic straconego, jako buddysta wierzę w reinkarnację. Kolejne "ja" być może będzie miało szansę na takie wycieczki. Póki co, nieco odpoczywam. Mam zdecydowanie dosyć ludzi i z tego powodu chodzę sobie sam i słucham książek. Pogoda sprzyja takiej rozrywce, bo nie jest za gorąco, ani za zimno; słońce świeci i szum morza i wiatr od niego - uspokajają.  Jeśli chodzi o lekturę, to kończę drugą trylogię o Virionie, Ziemiańskiego. Pierwsza trylogia opowiada o jego młodości, drugą o sile wieku, a trzecia (niestety istnieje dopiero pierwszy tom) o schyłku życia. Nie zaczynam ostatniej części, bo p...

Kraków. Bioterapia.

Kolejne szkolenie zakończone. Fajnie ludzie Myślę, że społeczeństwo nazwałoby nas "nawiedzonymi". Who cares? Lubię to co robię.

Karpacz. Rocznica ślubu.

Wiele lat temu, 12 czerwca w Londynie, od rana szykowaliśmy się do Urzędu Stanu Cywilnego. Mieliśmy szare, lekko błyszczące garnitury, różowe koszule i takież krawaty. Ślubu w obecności naszych świadkiń, udzieliła nam czarna mistrzyni ceremonii i po kwadransie składania różnych przyrzeczeń, ogłosiła mężem i mężem. Na ślubnym kobiercu stanęliśmy po kilku latach bycia razem. No i od dwóch dekad idziemy przez życie i podróżujemy przez świat razem.  Karpacz miło nas zaskoczył. Nie ma zbyt wielu turystów i turystek, pogoda wbrew prognozom była przyzwoita, a jedzenie dobre. Po wegetariańskich wyczynach kuchennych na buddyjskim wyjeździe mieliśmy gazy i mało przyjemne rozwolnienia i gdy zobaczyliśmy dania mięsne, rzuciliśmy się na golonko. Minusem była cena. Ludzie powariowali. Za dwie golonki i dwa piwa zapłaciliśmy 336 złotych. W zestawie była jeszcze musztardą i chrzan oraz łyżka bigosu (bo nie wzięliśmy ziemniaków). Świątynia Wang stoi, jak stała. Szliśmy pod górę chyba ponad godzinę....

Świecie. Kurs buddyjski i gorączka wyborcza.

Do Świecia przyjechaliśmy późnym wieczorem, pociągiem z Wrocławia, po szkoleniu, które prowadziłem. Podróż szybka, może dlatego, że trochę przysypialiśmy po zeszłonocnych szaleństwach. Padliśmy później od razu i przespaliśmy całą noc. Rankiem pomaszerowaliśmy do Mariana - znajomego, który zaprosił nas na buddyjskie wydarzenie. Dupseng Rinpocze, wyjątkowy nauczyciel buddyzmu tybetańskiego, przyjechał aby przeprowadzić inicjację Buddy Medycyny. Dla nas była ona szczególnie ważna, bo zajmujemy się leczeniem, a uaktywnienie leczniczej energii przez mistrzów metody pomaga, znacznie zwiększając skuteczność. Odpływaliśmy w jakieś krainy, wyobrażając sobie niesamowite krainy i krajobrazy, przyjmowaliśmy błogosławieństwa, a na przerwach, gdzieś między wierszami wiła się energia powstała w wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego. Rozmawialiśmy o tym tylko trochę, bo już dekadę temu zdecydowałem nie mieszać się w takie sprawy.  Jestem jednak niezwykle zadziwiony zaskoczeniem, że wygrywa co...

Wrocław. Praca i Gay Pride po godzinach.

Po Londynie były warsztaty w Warszawie, mnóstwo pracy i trochę szaleństw w starej Ramonie. Potem Gdynia i dwie zarwane noce w Klubokawiarni (mój ulubiony gdyński klub). Za dnia przygotowywałem się do kolejnych szkoleń i leżąc na podłodze rysowałem flamastrami ryciny z opisem rzecz jasna.  Marcina wysłałem na badania, bo zdecydowałem, że musimy zrobić kolonoskopię. Teraz czekamy na wyniki, bo znaleziono kilka polipów i wysłano do badania (standardowa procedura). No i pojechaliśmy do Wrocławia. Tu znów odbyło się szkolenie, a po nim polecieliśmy na paradę, a w zasadzie after party po niej. Początkowo było drętwo i przez pierwszych pięć kolejek obserwowaliśmy jak młode osóbki grają w bingo. Rozkręciło się dopiero po dziewiątej wieczorem. Zaczęły się żenujące występy początkujących performerów płci wielu, z głębokimi rozkrokami i zaburzeniami koordynacji ruchowej. W zasadzie był to konkurs i wybrał go chłopiec z długim nosem, fryzjer wrocławski, który wyginał ciało śmiało, rozbierając ...