Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2022

Gdynia. Iksy

  Karma jest dziwna, czasami dojrzewa powoli. Ale taki "slow cooking" pozwala na przygotowanie pełnowartościowej potrawy.  Iksów poznaliśmy piętnaście lat temu, on-line. A potem pojechaliśmy do nich (żeby się poznać) i wydarzyło się tak wiele... wczoraj się z tego śmieliśmy (wtedy przepowiadał to Grzesiu, że tak będzie). Było intensywnie... Potem był Londyn, potem wystawy malarskie, no i po tym bardzo intensywnym czasie karma ucichła. Powód nie ma żadnego znaczenia. Po czternastu latach Marcin zrobił nam wszystkim niespodziankę i zebrał w jednym miejscu. Było wspaniale. Nie tak, jak na zjazdach gdzie ludzie nie wiedzą, o czym gadać, albo prężą się, żeby coś pokazać. Było tak, jakby czas się spłaszczył. *Akurat ja i Grześ kilka dni wcześniej kupiliśmy książkę "Odzyskanie czasu" autorstwa Baoshu...

Gdynia. Praca i koniec remontu.

Pracuję: nagrywam tik toki, Instagrama i krótkie filmy reklamowe. Oprócz tego wykłady dla kolejnych grup online, prowadzę wieczorne zoomy i kilka godzin dziennie, ale nie więcej niż trzy, siedzę w papierach. W sumie, w każdej chwili jestem w pracy, bo dzięki komórce i netowi, każdy ma do mnie dostęp 24h/ dobę. To jest pierwsza rzecz, która od października zmienię. Marcin czuwa nad remontem. Malował mieszkanie, ale farba przebijała i wychodziły jakieś tłuste plamy. Obaj się denerwowaliśmy i w końcu poprosiliśmy o pomoc. Przyszedł chłopak i dzisiaj kończy. Marcin mówi, że cały czas gada i mówi, że ma "drugą babę" no i z nią dzieci. Ja nie mam czasu na takie historie, więc wiem tylko tyle, ile napisałem. Głównie siedzę na plaży i tam pracuję. A jak pada, w kawiarniach, bo są mało zatłoczone tu w Gdyni. W przyszłym tygodniu nasze odświeżone mieszkanka idą pod wynajem, a my wyjeżdżamy. Malta nie wyjdzie, bo mają wprowadzić jakieś nakazy związane z "dramatycznie dynamiczną syt...

Gdynia. Młode zombies.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak zacznę odczuwać narastający brak zrozumienia dla pokolenia młodych, będzie to oznaką, że "w końcu zaczynam się starzeć". Myślę jednak,  że nigdy nie pasowałem do żadnych schematów i tym bardziej nie ciągnie mnie do obecnego. Odkryłem fajne miejsce: wyrafinowane, artystyczne wnętrze, fajna muzyka w tle, przyjemny barman. A teraz spójrzcie na tych chłopaków. Każdy gadał i szukał seksu w aplikacjach i nikt, przez ponad godzinę mojego pobytu w tamtym miejscu, nie zamienił ze sobą słowa. Ani jednego. W pomieszczeniu panowała taka cisza, jak w kościele. Zadzwoniłem do Marcina, przyszedł, wypiliśmy po drinku i poszliśmy na gruziński obiad. Bardzo lubię to ich jedzenie.

Niemcy. Kraj, z którym nie mam dobrej karmy.

  Współczesne Niemcy to kraj chaosu, niespójnych decyzji, bałaganu, niewiarygodnej ilości emigrantów, brzydkich graffiti i zastraszonego (zrobociałego) społeczeństwa. Wciąż tkwią (jako jedyny europejski kraj) w pandemii i muszą  zakrywać twarze maseczką. Ja i facet na zdjęciu, jako jedyni tych masek nie mieliśmy. Są z tym związane dwie, osobne historie. Moja jest krótsza. Po prostu jadłem i piłem przez pięć godzin, gdy tylko widziałem konduktora - faszystę. Widziałem jak go wykręca, ale nie określili regulaminem jak długo można jeść i nic nie mógł zrobić. Facet ze zdjęcia natomiast jechał z niemowlęciem, które dostawało histerii, gdy zasłaniał twarz. W końcu zrobiło się aż czerwone i człowiek zdjął maskę. Dziecko natychmiast się uspokoiło. Konduktor wyrzywal się na nim, chciał nawet policję wezwać, w końcu człowiek wyszedł na korytarz i tam siadł, zakrywając maska twarz gdy kretyn przechodził. Nie będę tego komentował, ale chcę zapamiętać.

Bruksela. Luz - blues.

  Wstałem rano, przed świtem i pojechałem na King's Cross St. Pancras. Stamtąd do Brukseli. Ciepło... W stolicy Belgii same remonty. Wszystko rozmyte, rozwalone, w naprawie. Robią wszystko na raz i trochę to wygląda tak, jakby właśnie skończyła się wojna. Poza tym wali moczem w każdej uliczce i choć śmieci nie widać, to miasto wygląda na brudne. 

Londyn.Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun.

Oglądamy film. Próbuję, ale po pięciu minutach nie daję rady. Zupełnie nie moja bajka. Wes Anderson w ogóle do mnie nie przemówił, a nawet zirytował. Lubię jego "Pociąg do Darjeeling" i "Grand Budapest Hotel", ale wymieniony w nagłówku tytuł mogła strawić tylko Aneta, która lubi takie odjazdy. A może byłem zmęczony... W gruncie rzeczy, całe moje życie składa się z nowel, też często ze sobą nie powiązanych, a życie mam bujne i pełne zaskoczeń. Więc może to o mnie? Muszę podejść do tego filmu jeszcze raz, na spokojnie.

Londyn. Dzień jak codzień.

  Kiedyś zastanawiałem się, jak to będzie, gdy umrze Królowa. Teraz wiem, że będzie tak, jak było. Media budują jakąś ckliwą operę mydlaną, pokazując światu to, co nie istnieje. Tak naprawdę wszyscy mają to głęboko w dupie, a pod pałac się idzie się głodnym sensacji.  Londyn jest brudny, wilgotny i wali ścierą. Po siedmiu.jesiacach nieobecności moje oczy odzwyczaili się od tutejszych alergenów, a w zatokach pojawił się śluz. Żarcie też kiepskie, z ulepszaczami. Wzdęcia pojawiły się już drugiego dnia i trzymają do dziś.  Dyskoteki pękają w szwach. Kluby także. Poszedłem, ale źle się bawiłem bez Kota. Został w Gdyni i ogarnia mieszkania. Znalazł jakiegoś fachowca i jeżdżą po sklepach, kupując okazyjnie sprzęt i akcesoria.  Wyprowadzamy się na Maltę. Wynająłem mieszkanie na zoomie, na rok. Po tym czasie zobaczymy, czy lubimy tam mieszkać. No i miałem jechać z Londynu prosto tam, ale spółdzielnia mieszkaniowa naszych nowych mieszkań wymaga mojego podpisu. Więc pojutrze m...

Londyn. Runął London Bridge.

  Nie wklejam nekrologów osób obcych, jednak dzisiaj robię wyjątek, chyba po raz pierwszy w życiu. Śmierć Królowej poruszyła mnie, bo była moja Królową, była przez całe moje życie, była wszechobecna (jej twarz zdobiła prawie wszystko i prawie wszędzie). Kibicowałem jej, bo była najdłużej panującym monarchą w Wielkiej Brytanii, ale miałem nadzieję (nie wiem czemu, może dlatego że lubię zwycięzców), że pokona Króla Słońce, bo tylko on stał jej na drodze do najdłużej panującego władcy wszechczasów. Poza tym jestem antymonarchistą i nie lubię Windsorów, bo we współczesnym życiu wydają się być pasożytami, stoją ponad prawem i uważają, że mogą więcej od innych. 

Berlin. Chaos.

Obserwuję jak Niemcy staczają się w muł, po równi pochyłej, osiągając zawrotną szybkość w bezmyślnym turlaniu się z górki. A tak na poważnie, to jest strasznie: jest upał, a ludzie w tych maskach, w tych takich "prawidłowych" - dyszą. A te maski się ruszają... Dalej wszędzie stoją "budki kowidowe", gdzie jeszcze niedawno, żeby wejść do metra bez szczepienia, trzeba było zrobić test. Wszędzie jest propaganda. To naprawdę wygląda jak inny świat. "Zrób z maski coś zwyczajnego, jakby była twoim ubraniem. Dalej możesz czuć się swobodnie i bezpiecznie". Takie rzeczy im sączą. No i jeszcze ukraińska propaganda. Wszędzie zolto-blekitne flagi i puste hasła 'Pomagamy Ukrainie". Niech w Niemczech nie działa. Widać wyraźne braki personelu, chaos, rosnące w ludziach zobojętnienie, smutek. I to naprawdę taki głęboki. Poza tym nic nie działa. Chaos w transporcie, masakryczne kolejki wszędzie i wszystko w remoncie, tylko że nikt niczego nie remontuje, a przecież ...

Warszawa. Praca.

Kolejne warsztaty w tym roku. Osiemnaste (chyba). Po raz pierwszy byłem zmęczony. Poza tym, przy dźwiganiu walizki w nierozsądnej pozycji, coś się stało i bolało mnie tak, że każdy ruch wiązał się z cierpieniem. Ale prowadzić warsztaty musiałem, z uśmiechem i nonszalancją. Udało się. Marcin pomagał mi we wszystkim. Jest cudowny, choć gubi się w papierach i wtedy się złoszczę. Najpierw na niego, a potem na siebie. Na siebie bardziej, bo nie lubię być na niego zły i zrzędzić.  Z tym złym samopoczuciem mam jeszcze jedną teorię, bo czułem się dziwnie. Najpierw, jeszcze przed przyjazdem do Warszawy, kilkakrotnie zrobiło mi się słabo i czułem się naprawdę fatalnie. Trwało to kilka chwil, ale zanotowałem. Potem bolało mnie gardło. Następnie miałem bóle stawow, jakieś łamanie w kościach i senność. Gdy zaczęły boleć mnie plecy, przypominało to zapalenie nerwów. Następnie, pod koniec szkolenia doświadczyłem "mgły mózgowej". Słowa wydobywały się z moich ust i traciłem nad nimi kontrolę....