Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2025

Goa - Delhi. Podróż pociągiem.

Taksówka przyjechała o czasie. Miała trochę problemów z manewrami wokół palm, ale kierowca był okazał się doświadczony. I silny. Wziął nasze walizy i wrzucił do bagażnika. A potem naprawdę sprawnie wjechał na trasę szybkiego ruchu i wymijając ciężarówki, jechał prawie setką. Indusi mają świetne drogi. To im trzeba przyznać. Pociąg był już podstawiony. Okazało się, że na niewielkiej stacji są schody ruchome, a chodniki w doskonałym stanie. Niebo!  Pociąg miał z 50 wagonów. Oczywiście pierwsza klasa sypialna była na drugim końcu składu (zawsze i wszędzie tak mamy). Szliśmy i szliśmy. Narzekać jednak nie ma na co. Przedział okazał się czysty i wygodny. Chwilę potem pojawił się pan od pościeli, przygotował nam łóżka. Następnie zjawił się kelner i spisał co będziemy jeść na lunch. Po nim pojawił się wesoły chłopak "od zapachów" i rozpylił na ściany i firanki coś kwiatowego. Czwarty gość nas zaskoczył. Przyszedł z termosem i kubkami. Miałem ochotę na kawę, a dostałem zupę pomidorow...

Palolem. Wielkanoc.

W tym roku postanowiliśmy nie obchodzić świąt wielkanocnych z powodu rozleniwienia i wysokich temperatur. W czwartek poszedłem na pinacoladę, wypiłem dwie i przyglądałem się ludziom grającym w piłkę na plaży. Później pojawił się Marcin i zwinął mnie na kolację, podczas której wypiłem trzy duże kwaśne whisky (60 ml whisky + 60 ml soku ze świeżej cytryny). Następnie poszedłem na masaż, bo dzień wcześniej siedziałem pod klimatyzacją przez 8 godzin i mnie trochę "połamało". Masażysta nakładał mi na plecy jakieś zioła, uderzał stemplami do masażu i znęcał się nade mną na różne sposoby. Wróciłem do domu przed północą i zacząłem słuchać kryminalnego audioserialu "Skażona krew", opisującego losy warszawskich ludzi i wampirów. W piątek temperatury zaczęły być męczące. Przez głowę przeszły mi myśli związane z malowaniem jajek, ale szybko je wyciszyłem. Poszedłem na spacer do pobliskiej apteki po elektrolity oraz probiotyki, ale wracając miałem dość. Umęczony wróciłem do domu ...

Agonda. W klapkach po dżungli.

  Bawoły i białe czaple Wczoraj miałem ogromną ochotę na rozrabianie. Kupiłem sobie małpkę whisky (200 ml), wodę sodową i colę i tak zaopatrzony poszedłem na plażę. Usiadłem poza światłem miasteczka, z dala od ludzi i obserwowałem błyski burzy rozgrywającej się gdzieś w oddali. Był akurat przypływ i wzburzone morze zabierało coraz większą ilość plaży. Marcin oglądał serial i wolał zostać w klimatyzowanym mieszkaniu. Długo jednak nie siedziałem sam, bo jakiś chłopak przykucnął obok i zaczął do mnie mówić. Po mało zajmującej gadce, wróciłem do bungalowu i usiadłem na tarasie. Marcin kupił jeszcze jedną mini whisky, którą wypiliśmy pod naszym wiatrakiem. A potem nagle się rozebrałem i ze śmiechem pobiegłem na plażę. Marcin za mną. Wskoczyłem w fale i zacząłem pływać. Po pierwszej w nocy chciałem jeszcze iść na masaż, ale Kot popukał się w czoło, kazał mi iść pod prysznic i zaoferował mi refleksologię. Cudownie! Rano wstałem o siódmej. Włączyłem sobie głośnik, wszedłem pod prysznic i z...

Palolem. Po urodzinach.

Kolejne urodziny za mną. Było całkiem sympatycznie (film z urodzin jest publicznie dostępny na YT), choć stawanie się starszym już od dawna mnie nie cieszy. No i tyle o tym.   Zmieniłem godziny pracy. Wstajemy o 9:30, zaczynam pracę po 10. W południe idziemy na lunch, po którym wracam i siedzę przed kompem do 16:30. Na dworze jest tak gorąco, że nawet ja – człowiek ognia – przestałem się cieszyć słońcem. W słońcu jest grubo ponad 50°C i lepiej mi w klimatyzowanym bungalowie. Wieczory są za to cudowne.   Z rzeczy ciekawych: dzisiaj wybuchła nam puszka coli w lodówce i rozpieprzyła trzy półki. Inne napoje lekko się tylko schłodziły. Druga arcyciekawa rzecz – w okolicy pojawiły się jakieś dziwne czerwone mrówki. Strasznie gryzą. A my we wszystkich pomieszczeniach mamy w kontaktach substancje owadobójcze. No i na podłodze odkryliśmy dzisiaj setki wijących się w konwulsjach owadów. Nie wiem, jak wlazły do środka. Użyłem miotły i oblałem je wrzątkiem, żeby się nie męczyły....

Palolem. Pora gorąca.

Zaczęła się pora suchych upałów. Turyści wyjechali. W zakątku, gdzie wynajmujemy bungalow, mieszkamy tylko my. Obok już nikogo nie ma. Część knajp zmienia godziny otwarcia, a wszystkie zamkną się z końcem kwietnia, po nas, bo wyjeżdżamy 21-go. Chodziłem dzisiaj po plaży wiele godzin. Spotykałem małpy i umęczone temperaturą psy, które kładły się tak, aby podmywały je fale. Robiły to naprawdę precyzyjnie.  Cały dzień jadłem zdrowo, ale wieczorem Marcin kupił naczosy. Wyjąłem whisky z lodówki, otworzyłem paczkę ostrych pomidorowych chrupek i właśnie przy nich siedzę. Kupuję małe butelki, bo staram się kontrolować to, co w siebie wlewam. Genetycznie jestem odporny na alkohol i mogę pić bez umiaru, dlatego nie mam nigdy więcej niż 200 ml dobrej whisky (w Indiach możliwie najlepszą jest czarna JD). Taka ilość alkoholu nie zmienia u mnie niczego, ani trakcie picia, ani po (jest to genetycznie uwarunkowane - sprawdziłem). Nie mam kaca nawet po litrze wódki. Rano nie czuję że piłem i miałem...

Palolem.Goa. Codzienność.

Skończyłem książkę. Jest już w druku. Setki egzemplarzy prosto z drukarni trafią do odbiorców. Przedsprzedaż jest korzystna zarówno dla mnie, jak i kupujących. Zacząłem pisać kolejną książkę. Skorzystałem z przypływu natchnienia, które nie dopaliło się do końca. Wzniecilem ogień i heja! Oprócz tego dużo pływam, a wieczorami bawię się w lokalnych, plażowych knajpach. Goa jest naprawdę piękna.