Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2025

Delhi - Warszawa. Powrót.

Dwa okna. W jednym noc, w drugim dzień. Dziesięć miesięcy to niewiele. Zleciały, jakby ich nigdy nie było. Zawsze wracając, mam to samo wrażenie "spłaszczenia" czasu i przestrzeni. Odczuwałem to zawsze, twierdząc, że długość życia nie ma znaczenia bo i tak w chwili śmierci wszystko się "spłaszcza"  właśnie. Jakość już tak - ma wielką wagę. Dzięki jakości powstają: wspomnienia, siła i wewnętrzny rozwój, dzięki którym zarówno życie jednostki, jak i społeczeństwa ma większą wartość. Tokyo  Po raz kolejny pokochaliśmy Japonię. Osaka, tak często pomijana w przewodnikach turystycznych, otworzyła przed nami najpiękniejsze miejsca. Chcemy tam wracać, być może zamieszkać - czas pokaże. Ale tak, jest to możliwe do załatwienia. Targ w Busanie  Korea Południowa nie rozłożyła nas na łopatki. Po Japonii wydała nam się uboższa zarówno pod względem kulinarnym, jak i kulturowym. Busan był piękny, ale tylko części reprezentacyjne okazały się godne uwagi. Piękne plaże, ale często zabr...

Delhi. Upały.

W Delhi zaczyna się okres suchego piekła. Od teraz do monsunu, temperatura powierza będzie każdego dnia wyższa, a słońce będzie spopielać każdą zieleń. Osoby z wysokich klas będą przemieszczać się metrem lub klimatyzowanymi pojazdami, pić schłodzone napoje w ekskluzywnych kawiarniach i odpoczywać. Średnie klasy nieco zwolnią tempo i będą kryć się w zakamarkach swoich małych biznesów. Niskim kastom pozostaną uliczne hydranty i nieliczne zacienione zakamarki. Czasami dobrzy ludzie z drogich sklepów, wystawią im pitną wodę w wiadrach. Wczoraj byłem tego świadkiem. Piły i psy, i dzieci, i starcy. Patrzyłem na to, jedząc kanapki popijane zimnym koktajlem o smaku mango z domieszką mięty. Marcin czasami mówi, że serce ma przekrojone na wiele części. Ludzie, którzy odwiedzają Indie po raz pierwszy, wyjeżdżają roztrzęsieni, nie mogąc pogodzić się ze stanem rzeczy. Rozbawia mnie to (na swój smutny sposób), bo świat przecież taki jest. Dorośli i dzieci, umierają na ulicach z głodu, obok drogich r...

Delhi. Lato.

Starbucks - New Delhi  Gdybym musiał zostać w Indiach (kiedyś rozmawialiśmy z Marcinem na tematy, co by było gdyby...), to z całą pewnością wybrałbym Delhi. Mimo zgiełku i wielu dziwactw, tylko tu są "oazy" oferujące światowy standard. Mam na myśli kina, teatry, muzea, galerie, kluby jazzowe, knajpy, puby, dobre restauracje i kawiarnie. Bez tego trudno byłoby mi funkcjonować. W stolicy temperatury są wysokie, ale klimat tu jest suchy. 40°C i suche powietrze, to dla mnie raj. Ciało lepiej funkcjonuje, wilgoć ustępuje, zatoki się czyszczą... wilgotny upał mnie dobija, wyciągając siły i powodując powstawanie setek potówek. Ostatnio coś czyści mi się w głowie. Kłócę się w snach z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, prawie co noc. Gdy umarł, działałem automatycznie, robiąc wszystko to, co powinienem. Ale teraz pojawia się przestrzeń, do której wcześniej nie zaglądałem. Wszystkie negatywności od rodziców i dziadków. Jest tego całkiem dużo.  Kłócę się też z Marcinem. Za bardzo przyzwyczai...

Nowe Delhi. Zgiełk wielkiego miasta.

Cyk bez filtrów, po winie (⁠ʘ⁠ᴗ⁠ʘ⁠✿⁠) Przybyliśmy do Delhi punktualnie. Już na samym początku przywitał nas ogólny zgiełk, który emanował z ulic, gdzie taksówkarze rzucili się na nas niczym wygłodniałe psy na świeże mięso. Pomylili się, nie wiedząc że tracą czas. Zdecydowałem się na rikszę, wrzucając walizkę do środka, a Marcin zajął miejsce z tyłu, podczas gdy ja, w towarzystwie zdziwionego kierowcy, zasiadłem obok. „ Na Paharganj” – wskazałem kierunek, a rikszarz zareagował natychmiast: „ Ale to 400 rupii. ” Usmiechnąłem się ironicznie: „ Dam ci 300 i lepiej ruszaj, bo znajdę kogoś innego za 200.”  Zameldowanie w hotelu przebiegło niezwykle sprawnie, a po szybkim odświeżeniu postanowiliśmy udać się na lunch do naszej ulubionej sieciówki. Zaspokoiwszy głód, wyruszyliśmy na zakupy. Miałem na celu zakup jednej koszulki, jednak opuściliśmy sklep obładowani torbami, które z każdym krokiem stawały się coraz cięższe. Nabyliśmy również nowe buty oraz Crocsy i inne drobiazgi, bo jakoś wp...

Goa - Delhi. Podróż pociągiem.

Taksówka przyjechała o czasie. Miała trochę problemów z manewrami wokół palm, ale kierowca był okazał się doświadczony. I silny. Wziął nasze walizy i wrzucił do bagażnika. A potem naprawdę sprawnie wjechał na trasę szybkiego ruchu i wymijając ciężarówki, jechał prawie setką. Indusi mają świetne drogi. To im trzeba przyznać. Pociąg był już podstawiony. Okazało się, że na niewielkiej stacji są schody ruchome, a chodniki w doskonałym stanie. Niebo!  Pociąg miał z 50 wagonów. Oczywiście pierwsza klasa sypialna była na drugim końcu składu (zawsze i wszędzie tak mamy). Szliśmy i szliśmy. Narzekać jednak nie ma na co. Przedział okazał się czysty i wygodny. Chwilę potem pojawił się pan od pościeli, przygotował nam łóżka. Następnie zjawił się kelner i spisał co będziemy jeść na lunch. Po nim pojawił się wesoły chłopak "od zapachów" i rozpylił na ściany i firanki coś kwiatowego. Czwarty gość nas zaskoczył. Przyszedł z termosem i kubkami. Miałem ochotę na kawę, a dostałem zupę pomidorow...

Palolem. Wielkanoc.

W tym roku postanowiliśmy nie obchodzić świąt wielkanocnych z powodu rozleniwienia i wysokich temperatur. W czwartek poszedłem na pinacoladę, wypiłem dwie i przyglądałem się ludziom grającym w piłkę na plaży. Później pojawił się Marcin i zwinął mnie na kolację, podczas której wypiłem trzy duże kwaśne whisky (60 ml whisky + 60 ml soku ze świeżej cytryny). Następnie poszedłem na masaż, bo dzień wcześniej siedziałem pod klimatyzacją przez 8 godzin i mnie trochę "połamało". Masażysta nakładał mi na plecy jakieś zioła, uderzał stemplami do masażu i znęcał się nade mną na różne sposoby. Wróciłem do domu przed północą i zacząłem słuchać kryminalnego audioserialu "Skażona krew", opisującego losy warszawskich ludzi i wampirów. W piątek temperatury zaczęły być męczące. Przez głowę przeszły mi myśli związane z malowaniem jajek, ale szybko je wyciszyłem. Poszedłem na spacer do pobliskiej apteki po elektrolity oraz probiotyki, ale wracając miałem dość. Umęczony wróciłem do domu ...

Agonda. W klapkach po dżungli.

  Bawoły i białe czaple Wczoraj miałem ogromną ochotę na rozrabianie. Kupiłem sobie małpkę whisky (200 ml), wodę sodową i colę i tak zaopatrzony poszedłem na plażę. Usiadłem poza światłem miasteczka, z dala od ludzi i obserwowałem błyski burzy rozgrywającej się gdzieś w oddali. Był akurat przypływ i wzburzone morze zabierało coraz większą ilość plaży. Marcin oglądał serial i wolał zostać w klimatyzowanym mieszkaniu. Długo jednak nie siedziałem sam, bo jakiś chłopak przykucnął obok i zaczął do mnie mówić. Po mało zajmującej gadce, wróciłem do bungalowu i usiadłem na tarasie. Marcin kupił jeszcze jedną mini whisky, którą wypiliśmy pod naszym wiatrakiem. A potem nagle się rozebrałem i ze śmiechem pobiegłem na plażę. Marcin za mną. Wskoczyłem w fale i zacząłem pływać. Po pierwszej w nocy chciałem jeszcze iść na masaż, ale Kot popukał się w czoło, kazał mi iść pod prysznic i zaoferował mi refleksologię. Cudownie! Rano wstałem o siódmej. Włączyłem sobie głośnik, wszedłem pod prysznic i z...

Palolem. Po urodzinach.

Kolejne urodziny za mną. Było całkiem sympatycznie (film z urodzin jest publicznie dostępny na YT), choć stawanie się starszym już od dawna mnie nie cieszy. No i tyle o tym.   Zmieniłem godziny pracy. Wstajemy o 9:30, zaczynam pracę po 10. W południe idziemy na lunch, po którym wracam i siedzę przed kompem do 16:30. Na dworze jest tak gorąco, że nawet ja – człowiek ognia – przestałem się cieszyć słońcem. W słońcu jest grubo ponad 50°C i lepiej mi w klimatyzowanym bungalowie. Wieczory są za to cudowne.   Z rzeczy ciekawych: dzisiaj wybuchła nam puszka coli w lodówce i rozpieprzyła trzy półki. Inne napoje lekko się tylko schłodziły. Druga arcyciekawa rzecz – w okolicy pojawiły się jakieś dziwne czerwone mrówki. Strasznie gryzą. A my we wszystkich pomieszczeniach mamy w kontaktach substancje owadobójcze. No i na podłodze odkryliśmy dzisiaj setki wijących się w konwulsjach owadów. Nie wiem, jak wlazły do środka. Użyłem miotły i oblałem je wrzątkiem, żeby się nie męczyły....

Palolem. Pora gorąca.

Zaczęła się pora suchych upałów. Turyści wyjechali. W zakątku, gdzie wynajmujemy bungalow, mieszkamy tylko my. Obok już nikogo nie ma. Część knajp zmienia godziny otwarcia, a wszystkie zamkną się z końcem kwietnia, po nas, bo wyjeżdżamy 21-go. Chodziłem dzisiaj po plaży wiele godzin. Spotykałem małpy i umęczone temperaturą psy, które kładły się tak, aby podmywały je fale. Robiły to naprawdę precyzyjnie.  Cały dzień jadłem zdrowo, ale wieczorem Marcin kupił naczosy. Wyjąłem whisky z lodówki, otworzyłem paczkę ostrych pomidorowych chrupek i właśnie przy nich siedzę. Kupuję małe butelki, bo staram się kontrolować to, co w siebie wlewam. Genetycznie jestem odporny na alkohol i mogę pić bez umiaru, dlatego nie mam nigdy więcej niż 200 ml dobrej whisky (w Indiach możliwie najlepszą jest czarna JD). Taka ilość alkoholu nie zmienia u mnie niczego, ani trakcie picia, ani po (jest to genetycznie uwarunkowane - sprawdziłem). Nie mam kaca nawet po litrze wódki. Rano nie czuję że piłem i miałem...

Palolem.Goa. Codzienność.

Skończyłem książkę. Jest już w druku. Setki egzemplarzy prosto z drukarni trafią do odbiorców. Przedsprzedaż jest korzystna zarówno dla mnie, jak i kupujących. Zacząłem pisać kolejną książkę. Skorzystałem z przypływu natchnienia, które nie dopaliło się do końca. Wzniecilem ogień i heja! Oprócz tego dużo pływam, a wieczorami bawię się w lokalnych, plażowych knajpach. Goa jest naprawdę piękna.