Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2022

Warszawa. Służbowo.

W Warszawie ciepło i fajnie. Temperatury takie jak wszędzie, gdzie byliśmy (no może nieco niższe). Ale ludzie i tak narzekają... Byliśmy na piwie w Ramonie, barman odczytał moje tatuaże i powiedział, że widać po mnie, że jestem okultystą. Pomachałem głową z uznaniem i śmiejąc się w duchu dokończyłem piwo. A potem poszliśmy na zapiekanki, takie prawdziwe, kaloryczne i smaczne. Od jutra pracuję. Ponad 140 studentów pojawi się na warsztatach i zabiegach. Czeka mnie naprawdę wiele pracy. Na szczęście Marcin pomaga mi, jak może i dba, żebym się nie odwodnił, gdy pracuję. 

Węgry-Polska. Pociąg.

Wszystko zaczęło się od przygody. Bilet z Bydgoszczy do Warszawy kupiłem na stronie intercity, jeszcze w Nepalu. Pociąg miał odjeżdżać o 8:26 z dworca oddalonego od naszego hotelu o 20 minut taksówką. Zamówiliśmy transport i o 7:10 pojechaliśmy na dworzec.  Tam coś mnie tknęło, bo nie mogłem znaleźć informacji o naszym pociągu. Poszedłem do okienka i po odstaniu swojego dowiedziałem się, że "do Warszawy to stąd nic nie jeździ od roku" (brawo intercity).  Takiego przyspieszenia z bagażami 53 kilo plus, nie miałem wcześniej w życiu.  W końcu na horyzoncie pojawiła się taksówka. Mieliśmy 16 minut i resztkę pieniędzy, w tym wiele monet. Wysypaliśmy wszystko na fotel taksówkarza, który stwierdził, że to za mało (5300 forintów, a przyjazd - ten sam dystans - kosztował nas 4000). Na szczęście mieliśmy jeszcze 7 euro w monetach. Dojechaliśmy jedną minutę przed odjazdem pociągu. Wagon pierwszej klasy był na samym początku, a wagonów było że czterdzieści...  Śniadanie dobre. I...

Budapeszt. Upały.

Na Węgrzech ciepłej niż w Nepalu. Powietrze suche i gorące, tworzy złudzenie falowania, gdy patrzy się na odległe budynki. Podczas upałów czuję się najlepiej. Suchych upałów rzecz jasna. Jestem jedną nogą na wakacjach, druga w pracy. Staram się z całych sił znaleźć kompromis. Ale jak się ma własną firmę... Mam kilka zaległości. Koncentruje się na najważniejszych rzeczach. Muszę zatrudnić pracownika biurowego, albo nie będę miał czasu na zabawę. W Polsce też ponoć upały. Jutro tam jadę. Będę pracował i zostanę miesiąc, może dwa. Ostatnio trochę za dużo stresu miałem i chciałbym wypocząć, choć nic tego wypoczynku nie zapowiada. Praca, praca... Ojciec znów trafił do szpitala. Matka nic nie mówiła, żeby "nie psuć nam dnia". Brak mi słów... W każdym razie rano dostał krwotoku tak silnego, że poziom hemoglobiny spadł mu do 6%. Jak ktoś choć trochę się zna na tych sprawach, wie że to bardzo kiepsko. Ale miał transfuzję, no i ponoć czuje się lepiej... No zobaczymy... Ostatnio ciągle ...

Serbia. Powitanie.

Człowiek się uczy i doświadcza przez całe życie. Rano pojechaliśmy do Serbii. Na granicy kolejki były takie, że zdążyliśmy się przespać, zanim nastała nasza kolej. Ale warto było czekać, bo blondwlosa celniczka wybrała nas z całej grupy i przetrzepała. Jak zobaczyłam rozmiar naszych walizek, chyba pożałowała. Wyciagała każdy krem, paczuszkę, zawiniątko i wąchała. Bardzo żałowałem, że nie miałem dildo. Ale nadszedł punkt kulminacyjny: miedziane misy. Zadziałały tak, jak powinny. Celnicy chodzili z nimi i słuchali jak grają, w końcu wszyscy zaczęliśmy się bawić i nawet w przepraszających oczach celniczki było wybaczenie za to, że ją zrugałem.

Sofia. Lato.

Przyjechaliśmy z trzygodzinnym opóźnieniem. Wszystko z winy kierowcy, który potraktował autokar jak swój, robił postoje, kiedy mu się podobało, przeciągał przerwy, a gdy prowadził, przez cały czas siedział na czatach i robił sobie zdjęcia. Nie zostawię tego bez echa. Sofia upalna. Mniej niż Turcja, ale termometry pokazywały idealną temperaturę 27 stopni w cieniu. Ale tak do końca pięknie być nie może, bo nagle dostałem rozwolnienia (oczywiście, że w autobusie) i niefajnie mi się odbija. Nie wiem co zjadłem, ale na pewno mi zaszkodziło. Póki co, leczę się konikiem.

Turcja. Precle.

Unikam pieczywa, a w zasadzie dodatków, które w pieczywie się znajdują. Nie dotyczy to jednak precli, bo ani nie mam po nich gazów, ani uczucia ciężkości. Precle w Turcji sprzedawane są na każdym kroku. Najczęściej jada się je na śniadanie lub po południu, z herbatą. Rano serwowane są z serem kozim, pomidorami i ogórkiem, później zjada się je raczej same, popijając herbatą. Zawsze świeże, jeszcze ciepłe. Jedziemy do Sofii. Jest gorąco i raczej wilgotno. W autokarze (prawie pustym) szaleje klimatyzacja, chociaż ja nie odczuwam chłodu, może dlatego, że nie śpię. Sypiam tylko nocami, w łóżku.  Zadziwia mnie, że ludzie wolą latać samolotami. Autokar ze Stambułu do Sofii jedzie sześć godzin, nie trzeba być wcześniej na dworcu i można mieć dowolnie ciężkie bagaże. Samolot leci 1.5 godziny, podróż na lotnisko jest droga i długotrwała. Trzeba się stawić dwie godziny wcześniej i przechodzić różne procedury, dodatkowo samoloty są ciągle opóźniane (jeśli nie odwoływane). Nie ma to dla mnie se...

Istambuł. Lato.

Stambuł latem jest niebieski. Woda otaczająca miasto z każdej strony ma niespotykany kolor, chyba dlatego, że odbija się w niej bezchmurne niebo. Poza tym powietrze jest czyste i pachnie świeżością. Byliśmy dzisiaj na zakupach. W Nepalu zostawiliśmy trzy worki ubrań jesienno-zimowych. Rzeczy letnie, które przywieźliśmy w walizkach, okazały się zbyt ciepłe i chyba niezbyt modne. Dlatego zaopatrzyliśmy się w nowe rzeczy, które będziemy musieli jakoś upchnąć. Nie wiem tylko, jak to zrobimy. Moją walizka waży 29.80 kilo i nie da się już niczego do niej włożyć, a 25-kilogramowy plecak, w którym wiozę 15 miedzianych mis*, nie może być cięższy. Marcin ma podobnie, choć lżej. Jutro jedziemy jeszcze kupić buty, bo zwyczajnie nie mamy odpowiednich. Wiele par zostało w Kathmandu, a my na teraz potrzebujemy jakiś na lato. Będę szukał sandałów i crocsów.  * Misy średniowieczne, pochodzące głównie z Rishikeshu, kupiliśmy w celach zawodowych. Bojąc się że zginą w transporcie, postanowiliśmy je pr...

Istambuł. Powrót.

Marcin wstał o 4-tej, ja w ogóle się nie kładłem, bo pracowałem do 3-ciej i spanie byłoby bez sensu. Na lotnisku w Kathmandu czas jakoś zleciał. Kupiliśmy niesmaczną kawę i wypiliśmy ją oglądając powtarzającą się reklamę na wielkim ekranie. A potem poszło szybko i sprawnie, choć musiałem dopłacić ponad sto dolców za to, żebyśmy siedzieli obok siebie, bo komputer przy wydawaniu kart pokładowych postanowił nas rozdzielić. Lot długi i dość męczący, dlatego mimo zmęczenia nie mogłem usnąć. Gdy tylko "odpływałem", samolot wpadał w turbulencje, to spadał, to się wznosił i tak przez dziewięć godzin. Marcin spał... A w Istambule niekończąca się impreza. Jak zawsze, tylko teraz bardziej, bo zniesiono wszystkie restrykcje. I w ogóle muszę powiedzieć, że aż głupio się czułem, gdy nikt mnie o zdrowie na granicy nie pytał...

Kathmandu. Gay Pride.

Tutaj nikt nie rzucał w ludzi kamieniami, ani nie mówił o boskiej karze... Tutaj ludzie, zwyczajnie się bawili, a obserwatorzy zwyczajnie się gapili. Problem leży gdzie indziej. Ludzie powyżej trzydziestego roku życia bardzo rzadko pokazują się publicznie. Cały czas szukam powodu. Bo, gdy pojawiam się w gejowskim lokalu, ludzie starają się mnie podrywać i chętnie przyjęliby zaproszenie na nocne bara bara. Więc to nie o dyskryminację że względu na wiek chodzi... Nie jest to również problem finansowy, ponieważ w Nepalu wyłoniła się już klasa średnia, którą stać na zabawę. Może po prostu tracą chęć?

Kathmandu. Psy.

Marcin uwielbia psy i zawsze do nich mówi czule. Klepie je po głowie, zmienia głos i traktuje je tak, jakby były ludźmi. Ja zwierzęta traktuję również z miłością, ale właściwą dla zwierząt. Nie opowiadam im historii i tylko w wyjątkowych sytuacjach się z nimi bawię. Jestem raczej od ratowania ich z opresji, ostatnio wyciągałem kość z gardła psa, wkładając dłoń w środek pyska (i jeszcze, w międzyczasie, musiałem mu zdjąć kaganiec). Psy w Katmandu zajmują całkiem dobre miejsce w hierarchii społecznej, najczęściej należą do grupy ludzi, choć w Europie uważano by je za bezdomne. Ta grupa ludzi, opiekuje się nimi, daje im resztki jedzenia lub czasami smakołyki. Rzeźnicy rzucają im skrawki mięsa, ciastkarze dzielą się słodkościami a zwykli mieszkańcy tym co mają i wodą... Czasami psy atakują ludzi. Najczęściej pijaków, brudnych bezdomnych i zagubionych obcych. Mówi się, że to źli ludzie, ja jednak uważam, że to źle psy.

Kathmandu. Tęczowe kluby.

Prawa LGBT+ w Nepalu, nie są do końca określone, ale sytuacja poprawia się z roku, na rok. Wiele osób tej samej płci decyduje się na śluby, jednak nie są one oficjalnie uznawane. Co dziwaczne, para tej samej płci, może adoptować dziecko! Nepal jest też krajem, który uznał istnienie "trzeciej płci" i chyba dlatego mieszka tu wiele osób transpłciowych. Najważniejsze jest jednak to, że nikt tutaj nie dyskryminuje inności i każdy może żyć tak, jak chce. Centrum rozrywki w Kathmandu jest ठमेल (czytaj tamel). Ulice są zawsze tłoczne, nawet w okresie takim jak teraz, gdy nie ma wielu turystów. Uliczni sprzedawcy oferują wszystko co można sobie wyobrazić, oraz to, co wyobraźnię przekracza (na przykład fujarki, które podczas grania pompują balon). Na każdym rogu, można również nabyć marihuanę, kokainę, LSD i inne używki, wliczając domowej roboty raksi (którą piliśmy ostatnio na wsi z butelek po fancie).  Pojechaliśmy z Anetą do Pink Tiffany, najbardziej popularnego klubu gejowskiego. ...

Chautara. Rodzina Ghale.

Pojechaliśmy na kilka dni na wieś: na wschód, a potem do góry, na północ, pod granicę z Tybetem. do swojego rodzinnego domu, do Chautary (zupełnie nieturystycznego miejsca), zaprosił nas Sanjeeb, nasz wieloletni przyjaciel. Poznaliśmy go wiele lat temu w Kathmandu i od razu się polubiliśmy. Jest Tamangiem, przedstawicielem jednej z licznych grup etnicznych w Nepalu, którą można porównać do polskich górali. Tamangowie to ludzie gór i w dawnych czasach prawie tylko oni bronili północnych granic kraju. Okolice Chautary okazały się cudowne. Zielone wzgórza, za którymi wznosiły się białe Himalaje, liczne strumienie, urocze zakątki i całe hektary lasów, z ukrytymi wśród drzew świątyniami. Sama farma była niezwykle interesująca, bo znajdował się tam ogromny staw rybny, farma świń, kóz i krów. Wszystko otoczone było polami kukurydzy i plantacjami bananów, pomarańczy i pomelo.  Budził nas krzyk świń, domagających się jedzenia, a następnie wrzaski ludzi, przeganiających małpy z pól kukurydzy...