Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2025

Wiedeń. Życie nocne.

Wieczorem zwiedziliśmy kilka klubów. Mama została w hotelu, a my poszliśmy się bawić. Większość wiedeńskich przybytków jest niewielkich rozmiarów i panuje w nich rodzinna atmosfera. Wszyscy się znają,  również z osobami za barem. Niby fajnie, ale nieśmiałe osoby z zewnątrz mają ograniczone szansę wskoczyć między stabilne grupy. Nie mam problemów z poznawaniem nowych osób. Moim problemem są nieokreślone płciowo jednostki, o zainteresowaniach ograniczonych do ich własnego "ja'. Nie mam energii na trwonienie czasu, poza tym jestem zainteresowany facetami.

Wenecja. Ulubione miasteczko.

Wenecja jest piękna, romantyczna i śmierdząca. Kanały walą czasami jak ścieki, domy butwieją, szczury biegają. Wiele domostw jest częściowo zalanych, napuchniety od wilgoci tynk kruszy się i odpada, strasząc lokalne jaszczurki. Na placach, oddalonych od kanałów o kilkadziesiąt metrów, osobliwy zapach zanika. Restauratorzy rozstawiają tam stoły i krzesła, oferując wymyślne, włoskie dania i drinki. Grajkowie chodzą i przygrywają do kotleta, a w oddali słychać śpiewy gondolierów. Po posiłku wszyscy idą na deser, kawę i drinka. Wszyscy ciągle tutaj jedzą, piją i bawią się do północy. Potem następuje cisza nocna.

Ostia. Pierwsze miasto.

  Lubimy starocie i zwiedzanie ruin. Dlatego zabraliśmy mamę do Ostii (Ostia Antica), ponoć pierwszego dużego miasta, wybudowanego przez Rzymian. Spędziliśmy tam pół dnia. W drodze kupiłem krem z filtrem 50+, bo słońce dawało pełnego czadu. Mama nie chciała i spaliła dekold.

Rzym. Spacery po mieście.

Po śniadaniu pojechaliśmy na Plac Świętego Piotra, zwiedziliśmy bazylikę i wysłaliśmy pocztówki do kilku osób, jeszcze z Watykanu. Było pochmurno, ale ciepło. Później zaczęło się przejaśniać. Dużo spacerowaliśmy. Chciałem pokazać mamie najładniejsze miejsca w Rzymie i chyba mi się udało. Była zadowolona.

Rzym. Raj dla kieszonkowców.

To co się wyprawia w Rzymie, wiedzą tylko naoczni świadkowie. W metrze kieszonkowcy napadają na ludzi jawnie, całymi grupami. Wbiegają chmarą do wagonu, robią sztuczny tłok i takie zamieszanie, że nie wiadomo kogo łapać. I kradną na oczach wszystkich. A policja nic z tym nie robi. Naprawdę olewają sprawę.  Bilety do głównych atrakcji turystycznych są praktycznie niedostępne. On-line kupić się nie da, a stanie w kolejce do kasy to kilka godzin straconego czasu. Na chodniku stoją zaś "koniki" i sprzedają bilety, na już. Wszystko na oczach policji. Tak weszliśmy do Watykanu (płacąc 100% więcej) i do Koloseum (kilka euro więcej). Jako zwykła osoba mogę kupić maksymalnie 5 biletów. Oni kupują hurtowo i wszystko jest w porządku. 

Watykan. Czarne centrum.

  Na zwiedzanie muzeów watykańskich z przewodnikiem przeznacza się 2.5h. Chodząc bez przewodnika, spędziliśmy ponad 4 godziny i zdążyliśmy zobaczyć tylko kilka interesujących nas galerii. Interesowała nas głównie sztuka nowoczesna i szkice religijne artystów, którzy raczej nie kojarzą się z religią katolicką. Kaplicy Sykstyńskiej nie można fotografować. Podobno ze względów religijnych. Chcą, aby panowały tam "cisza i powaga, stosowne do miejsca". Cisza jednak przerywana jest co minutę, długimi komunikatami płynącymi z głośników, w wielu językach. Dodatkowo palanty w garniturach biegają i krzyczą "no foto". Zaraz za kaplicą, w tym samym ciągu budynków sprzedają zdjęcia po 5€ najtańsze. Nawet nie chce mi się tego komentować.

Neapol. Słodki chaos.

Neapol bardzo przypomina duże miasta indyjskie. Jest głośny, czystość nie jest jego najmocniejszą stroną i wszędzie panuje chaos. Włosi jeżdżą tutaj wąskimi uliczkami na skuterach i motorach, zamiast mówić - krzyczą i głośno się śmieją. Wszyscy, wszystko tu sprzedają, oszukują i kradną. Pełno tu kieszonkowców, naciągaczy i żebraków. Panuje tu atmosfera (i urok) średniowiecznego miasta. Wyjątkiem jest jedzenie. Robią smaczne, choć mało wyszukane potrawy. Nigdy jednak nie powiem, że włoskie jedzenie jest najlepsze. Nie - bo jest przewidywalne. Nie - bo składa się głównie z węglowodanów. Nie - bo po tygodniu ma się ochotę, na cokolwiek innego. Ale lubię ten południowy chaos i południowy temperament. Pasuję tu w jakiś sposób. Byliśmy dzisiaj w zoo. Małe, ale zadbane. Zwierzęta mają się dobrze i są zdrowe.  Wieczorem podziwialiśmy zatokę neapolitańską: marinę, imponujące place i kamienice, z których tarasów widać Wezuwiusz i niezwykle piękne małe wysepki.

Neapol. Sono Italiano.

Muszę wyglądać na Włocha, bo usilnie zwracają się do mnie w lokalnym języku.  Rano pojechaliśmy do Pompei autobusem. Zrobiliśmy tam 9 kilometrów, bo to wielki kompleks. Mama była mocno zdziwiona rozmachem zniszczonego miasta. Staram się też odpoczywać, ale Marcin trochę mi w tym przeszkadza, bo zamiast pomagać, zachowuje się jak turysta na zorganizowanej wycieczce. I jest ślepy na wszystkie argumenty.  Wieczorem podchodziłem sam po mieście. Tutaj życie rozkręca się po 20:00.

Neapol. Wakacje - dzień 1.

W Częstochowie wyspać się nie dało. Pracowałem od 8:00 do 18:00, a potem spotykaliśmy się ze znajomymi. Imprezy do pierwszego piania koguta, naprawdę wspaniałe, ale pozbawiały mnie snu. W ostatnią noc wróciliśmy, przepakowaliśmy walizki i pojechaliśmy na lotnisko. Wszystko poszło gładko. Taksówka do Pyrzowic, szybki i fajny lot oraz dojazd busem do centrum włoskiego miasta. W Neapolu mają unikalne bułeczki. Robią je z kruchego ciasta, ale w środku jest budyń i krojona skórka pomarańczowa. Pycha! Takie było nasze śniadanie, popijanie cappuccino. Potem aperol spitz i czarna kawa, wprawiły nas w uroczy nastrój i... senność. Poszliśmy do apartamentu i ucięliśmy sobie drzemkę. Na południu Europy to norma. Od 13:00, do 15:00 spaliśmy.  Obiad był pyszny. Do obiadu litr sycylijskiego wina domowego. Jedzenie mają tu świetne, a wino cienkie, nie takie jak z butelki. Muszą je czymś rozcieńczać, potem dodają bąbelków i można pić szklankami. Bardzo smaczne, ale upić się tym nie da.

Częstochowa. Homeland.

Spaliśmy po trzy godziny. Ja w sumie jeszcze mniej, bo usnąć nie mogłem, a wstałem pierwszy, o 5:34. Kilka minut po 6 rano wyszliśmy na dworzec i wtedy zaczęło lać, jak z cebra. Padało cały czas, do momentu, gdy weszliśmy do pociągu. Myślałem, że mnie szlag trafi. W pociągu pracowałem, Marcin przysypiał.  Zaraz po przyjeździe pojechaliśmy do mieszkania. Kot poszedł na kawę, a ja wziąłem sobie gorący prysznic i zrobiłem się na bóstwo, zakładając koszulkę w kwiaty. I pojechaliśmy do mamy.  Dziwnie jest odwiedzać po raz pierwszy dom, w którym kogoś brakuje. Trochę się tego bałem, jednak ku mojemu zaskoczeniu poszło gładko. Poza tym zaczęliśmy rozmawiać o jedzeniu, deserach, moich nowych loczkach i aplikacjach telefonicznych - nie pojawiła się więc przestrzeń na smuty. Zresztą co dałoby nam rozdrapywanie tego, co dopiero się zasklepia? Mama wygląda dobrze. Zrobiła sobie wiśniowe włosy, a jutro idzie na tipsy (chyba będą w podobnym odcieniu). Ja mam w planach pracę, do 17:00. Późni...

Gdynia. Eurowizja cz.1

Występ Steczkowskiej powalił nas na kolana. Każdy element, łącznie z wokalistką doprowadzony do perfekcji. Rewelacja! Moimi faworytami poza tym były same ballady i romantyczne piosenki. W tym roku były naprawdę piękne: (Zoë Më „Voyage ”),(Lucio Corsi -„Volevo Essere Un Duro”) I Portugalia: (Napa - "Deslocado"). Na pewno dołożę je do swojej playlisty na Spotify. Steczkowską lubię od początku, od samego momentu, gdy pojawiła się na scenie. Przede wszystkim za jej determinację, perfekcjonizm i czterooktawowy głos.

Gdynia. Wyjątkowo zimny maj.

Pogoda w Gdyni jest zachwycająca: niebieskie niebo, promienie słońca oraz drzewa obsypane różowymi i białymi kwiatami, a także soczyście zielone liście. Mimo to, dla nas jest dość chłodno, ponieważ na co dzień żyjemy w krajach tropikalnych. Temperatura wynosząca 18 stopni Celsjusza nam nie wystarcza, dlatego ubieramy się jak na Syberię, idąc na śniadanie. Zakończenie mojej książki jest priorytetem - staram się ją ukończyć, korzystając z notatek, które zbierałem przez wiele lat. Książka sprzedała się już w przedsprzedaży w kilkuset egzemplarzach, a mimo to nadal męczę się z jej pisaniem, czując ogromną presję czasu. To powoduje, że jestem wrażliwy na wszelkie bodźce. Choć uwielbiam swoją pracę, mam tendencję do pracowego szaleństwa. Wczoraj zacząłem poszukiwania sposobów na relaks i wypoczynek. Ostatecznie zdecydowałem, że w czerwcu wybiorę się do sanatorium. Już dokonałem rezerwacji, więc decyzja jest ostateczna. Pojadę sam. W tym tygodniu zaś jedziemy na wakacje z mamą, a wcześniej mu...

Gdynia. Klubokawiarnia.

Poszedłem się bawić. Marcin został w domu, a ja poszedłem pić, dżin z tonikiem. Miałem potrzebę się wyszaleć. Nadmiar pracy, ciągły stres i zmiany i różnego rodzaju problemy życia codziennego dość mocno mnie osłabiły. Wkurwiam się o byle co i jestem zawalony pracą i realizacją własnych pomysłów. Lubię to co robię, ale może nie pisanie trzech profesjonalnych książek w ciągu roku. A może odpowiedzialność za wszystko mnie przytłacza? Nie wiem. Pogadam o tym z psychoanalitykiem. Dodatkowo myślę, że zrobię sobie reset i pojadę sam do sanatorium. Na dwa lub trzy tygodnie. Znalazłem takie z psychoterapią, masażami i basenem. 

Gdynia. Wiosna.

Początek maja nas rozpieścił pogodą. Zaraz po przylocie zorientowaliśmy się, że nie potrzebujemy kurtek. Myślałem, że będzie nam zimno, tymczasem chodziliśmy w krótkich rękawach, podczas gdy mieszkańcy raczej w lekkich kurtkach. Przyjaciele przyjechali po nas, zapełnili nam lodówkę i przygotowali mieszkanie. Zaraz potem padliśmy. Spałem do 6 rano. Marcin planował pranie (trzeba uprać wszystko, więc jakieś 10 wsadów). Ja poszedłem na spacer. Byłem zachwycony wiosną. Wszędzie pojawiły się już liście, a drzewa owocowe pokryły się kwieciem. Wygląda to zjawiskowo. Zjadłem za dużo smakołyków, ale wszystkiego mi brakowało: kapuśniaku, ogórków, schabowego, wędlin, serów, pralinek i lodów. Pojechałem do Gdańska, potem do Sopotu i centrum Gdyni. Tam też zamówiłem ogromne pudło sushi i wysłałem do znajomych, do których szliśmy wieczorem.  Wieczór był udany, choć w tle królował telewizor i gospodarz domu ciągle w niego spoglądał. To uzależnienie od polityki oraz informacji znam z domu rodzinne...