Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2025

Gdynia. Spacery.

Uporaliśmy się z wysyłkami. Dużo ciężkiej pracy. Ale już po wszystkim. Pogoda w Gdyni jest paskudna. Czasami wychodzi słońce i robi się nagle bardzo ciepło, ale to chyba jeszcze bardziej pogarsza sprawę, bo przez chwilę widać, jakby mogło być. Wieczorem zadzwoniła do nas Malwina. Jest naszą przyjaciółką od lat, ale po raz pierwszy zobaczyliśmy się w Polsce. Malwina jest naukowczynią, wykłada na uniwersytecie i ma już habilitację. Zajmuje się między innymi socjologią i buddyzmem. To nas łączy. Dzięki niej odwiedziliśmy unikalne miejsca w Indiach i Nepalu oraz poznaliśmy wyjątkowych nauczycieli buddyjskich. Osoby czytające bloga mogą kojarzyć ją z wcześniejszych zdjęć (bo w tym roku odwiedziła nas w naszym nepalskim domu i przez chwilę u nas mieszkała).

Berlin. Darek Mater

Korzystając z pięknej pogody poszliśmy na długi spacer i później na nietypową wystawę " Czarna materia ".  Myślę, że zbyt dużo widzieliśmy, bo do zachwytów było daleko. Wystawa składała się z ośmiu ruchomych eksponatów, umieszczonych osobno, w ośmiu oddzielnych pomieszczeniach. Pokój 1:Migające światełka na suficie w nieprzewidywalnej kolejności. Pokój 2: Czarne kule zmieniające ułożenie względem siebie, oglądane na białym tle. Pokój 3: Trzy świetliste obręcze, zmieniające położę je względem siebie, na czarnym tle (w ciemności). Pokój 4: Trójkąty na suficie, zapalające się w chaotycznej kolejności, osobno lub razem. Pokój 5: Imitacja ogniska ze szkła tych rurek, mieniących się pomarańczowym światłem, co z odległości wyglądało jak wysoki ogień. Pokój 6: Zmienne, różnokolorowe światła padające na bryłę, po której można było chodzić. Pokój 7: Zielone lasery i obręcze zmieniające położenie względem siebie, ale nie opuszczające sufitu. Stetoskopy i muzyka, imitująca grę światła na...

Berlin. Parada

Moje oczekiwania różniły się od doświadczeń. Parada była źle zorganizowana. Dziesiątki tysięcy ludzi szło zbyt wolno i rozwlekłe. Zaczęliśmy o 12:45 (chaotyczne działania policji opóźniły start), a ostatnia plandeka z roztańczonymi Elgiebetami  doszła do punktu kulminacyjnego o 20:30. Władze miasta nie zapewniły toalet. Wieczorem miasto śmierdziało jak kloaka. Ohyda. Sama parada (jak już ruszyliśmy) była raczej udana, choć przejście całego odcinka zajęło 2,5 godziny. W odróżnieniu od londyńskiej, nie było grup zawodowych, tylko wymieszani ze sobą ludzie wszelkiej maści i dużo więcej fetyszów (gdzie "pieski" stanowiły większość).

Berlin. Zakupy

Przyjechaliśmy do Berlina punktualnie. Zameldowaliśmy się w hotelu i zaraz potem poszliśmy na kawę, ciastko, lody (wyjazdowy odpust) oraz na zakupy. Sklepy pełne. Chłopcy przymierzali skóry i takie wdzianka, że nawet wyzwolony ja, bym się nie odważył. Ale i tak obkupiliśmy się w gej-butikach, bo na szczęście były tam także mniej wyzywające stroje. I żeby ktoś nie pomyślał, że ja jakiś wstydliwy jestem. Ale po włożeniu siateczkowej obcisłej koszulki wyglądałem jak różowa szyneczka, a nie półbóg z krainy seksem płynącej. Więc jeszcze nie nadszedł ten czas (miałem dopiero 3 z 10 laserowych liposukcji - na końcu mają być ponoć same mięśnie). Dzisiaj (piątek) idziemy na pre-party. Jutro wielka parada i ma padać (mamy parasole), wieczorem i nocą idziemy na jakiś sex&taniec przy ekstazie (4000 ludzi i bilety się wyprzedały), a później nocą ma być jakieś after-party. No zobaczymy jak Berlin się bawi.

Gdynia. "Wylecz to"

Wysyłka książki jest ciężką pracą. Pierwszą czynnością, którą trzeba wykonać, jest nadanie paczki on-line, za pomocą aplikacji. Zajmuje to kilka minut i lub dłużej, jeśli kupujący nie podają potrzebnych danych. Następnie książki trzeba: odebrać, rozpakować że zbiorczej palety, zapakować w pojedyńcze pudełka, zakleić, wypisać numer i przejść się do paczkomatu. W przypadku głównej wysyłki, jest to ciężka, fizyczną praca na kilka dni. Jestem mocno zmęczony. 

Gdynia. Domowo.

Pogoda nie rozpieszcza. Najdłuższe dni lata są pochmurne, deszczowe i wilgotne. Czasami zdarza się 30°C, ale co z tego, jak nie da się skorzystać z plaży? Pracuję więc, oglądam znacznie więcej telewizji, niż kiedykolwiek wcześniej* i gotuję(my) w domu.  Wczoraj po wykładach zrobiłem dwudaniowy obiad, na dwa dni: rosół z makaronem, kotlety mielone, mizeria i ziemniaki. Wszystko dobrze wyszło. Trochę się bałem, bo po raz pierwszy używałem mięsa indyczego.  Skończyłem też drugi tom trylogii " Czerwony Świt" Pierce'a Browna i jak dla mnie trochę za dużo tam walk. Pierwszy tom mnie porwał, drugi słuchałem z rosnącym zniecierpliwieniem (bo jest jednak limit opisywania bójek i mordobicia).  Wieczorem poszedłem na spacer po klubach. Odkryłem Ubogą krewną - świetny klub kawiarniany z niesamowitym wystrojem i ciekawymi ludźmi. Skończyłem w Klubokawiarni . Oczywiście piłem whisky i słuchałem rozterek życiowych ludzi, którzy widzą we mnie kogoś w rodzaju spowiednika i szansę na darmo...

Gdynia. Leniwy piatek

Wczoraj wieczorem szaleństwo zagościło w gdyńskiej Klubokawiarni. Tequila lała się strumieniami, a powrót do mieszkania ułatwił nam bystry taksówkarz Bolta. Czwartek spędziłem pracując do południa, a następnie całe popołudnie delektując się audiobookiem "Czerwony świt", spacerując po lesie i plaży. O godzinie 21, zmęczony dźwiękami opowieści, udałem się do klubu, gdzie zamówiłem podwójną whisky. Potem złożyłem zamówienie na kolejną i jeszcze jedną. Wkrótce atmosfera stała się niezwykle żywiołowa, a wśród gości obchodzono urodziny. Skontaktowałem się z Marcinem, aby dołączył do nas. Pojawił się w momencie, gdy druga butelka tequili została otwarta. Mój małżonek szybko wkomponował się w zabawę, pijąc szot za szotem, również z tych urodzinowych. W piątek rano czekała mnie praca. Przygotowałem wykład i odpowiedziałem na liczne pytania oraz e-maile. Następnie musieliśmy spakować przesyłki, zamówić kurierów oraz nadać mniej cenne paczki przez InPost. Po południu udałem się na targi...

Gdynia. Sobotnia domówka.

Po piątkowej imprezie, wstaliśmy przed południem. Za oknem strugi deszczu zniechęciły nas do wychodzenia. Na szczęście mieliśmy kiełbaski koktajlowe (52 zł* za kilogram), szynkę (66 zł za kilogram), jajka (22 zł za 10 sztuk), czereśnie (21 zł za kilogram) i popcorn (6 złotych za opakowanie wystarczające na kilka misek). Chleba nie mieliśmy, ale kukurydza w tej formie bardzo pasowała do całej reszty.  * Ceny zamieszczam, dla późniejszego porównania cen. I tak piszę ten blog dla siebie.

Gdynia. Marzec w lipcu.

Pogoda jest straszna! Nie znoszę narzekać, ale robię to, jeśli mi coś nie pasuje. A gorzej lipcu być nie może. Mgła, przez cały dzień. Mżawka przez cały czas a co jakiś czas, przejściowa ulewa. Wilgoć nie pozwalająca wyschnąć praniu. Wiatr utrudniający trzymanie parasolki. Temperatura 15°C. Błoto i chlapa. Poszedłem na spacer, nad morze. Woda i niebo zlały się w całość, widoczność spadła do kilku kroków a zupa morsko-deszczowa wchodziła do oczu i płuc. Natychmiast organizm uruchomił śluz. Wspaniale! Wróciłem na pieszo przez las (bo mieszkamy wśród drzew). Zrobiłem zakupy. Marcin w tym czasie odebrał przesyłkę z Nepalu z misami tybetańskimi dla moich kursantek. Sprawdziłem każdą i ułożyłem w wiele zestawów. Napisałem że już są i czekam na przelewy. Wyślę dopiero po zaksięgowaniu. Oryginalne misy są stare, mają od kilkudziesięciu do kilkuset lat. Każda z nich ma niezwykle głęboki dźwięk, który głęboko uspokaja. Terapia misami pomaga zrelaksować ciało, zasnąć, wypocząć i zniwelować wewnęt...

Sopot. Zimne lato.

Po pracy pojechałem do Sopotu. Marcin sprząta i potem ma ugotować kolację. Wczoraj zrobił zupę jarzynową z przyniesionych przeze mnie dwóch wiechci: botwiny i nowych warzyw korzennych. Dzisiaj ma być jajko sadzone, ziemniaki i pewnie jakaś surówka. Ja wczoraj spędziłem późny wieczór w Klubokawiarni. Szoty tequili dobrze mi zrobiły. Wszystko wróciło do normy, jeśli chodzi o wybudzanie się w nocy, po alkoholu.  A teraz siedzę, piję kawę i patrzę przed siebie z ogródka Starbucksa. Słucham książki Olgi Tokarczuk "Dom dzienny, dom nocny". Rozdziały są prawie oddzielnymi opowiadaniami i choć postaci wracają, nie czuję jednolitej fabuły. Ale dobrze się słucha. Audiobook czyta autorka. To fajne. Edycja po kolacji: Było dobre. A ja kupiłem truskawki i zjedliśmy cały koszyczek. Teraz oglądamy TV i pijemy Limoncello przytargane z Włoch.

Gdynia. Słodkie lenistwo.

Dzień spędziliśmy z Iksami na działce. Pogoda w miarę ok, choć dla mnie to raczej wczesna wiosna, niż lato. Ale było niebiańsko. Zjadłem truskawki, prosto z grządki, maliny i porzeczki z krzaczka, bez mycia! Agrest spróbowałem, ale był niedojrzały i wykręciło mi mordę na drugą stronę (⁠◔⁠‿⁠◔⁠) Mięso z grilla rozpływało się w ustach. Do tego ogórki kiszone i dziwna sałatka, która bardzo mi smakowała (głównym składnikiem były pieczone ziemniaki). My kupiliśmy 12-kilogramowego arbuza. Słodki był, z Grecji. Pyszny. Gadaliśmy o przyszłości ludzkości. Niezbyt odległej. I o tym, kiedy AI uzyska świadomość istnienia. Podobno za 5 lat.

Gdynia. Lato.

Woda i ogień. Foto z imprezy. Byliśmy na tęczowym ognisku, na plaży w Redłowie. Poznalismy ciekawych ludzi, ale czułem się trochę jak bohater książki science-fiction "Powrót z gwiazd". LGBT( ∞)  bardzo się zmieniło. Nie ocieka już seksapilem, tylko czymś, czego nie rozpoznaję intuicyjne i nie wiem, do czego prowadzi. Londyńskie środowisko, najdynamiczniejsze w Europie ewoluuje starą ścieżką. Nikt nie epatuje odmiennością, aseksualnością i niedopasowaniem do reszty świata tak bardzo jak w Polsce. Podsumowując, czułem się jak na kolorowym przyjęciu, gdzie podano potrawy, których nie byłem w stanie ani rozpoznać, ani posmakować.

Gdynia. Życie...

Dieta. Kupiłem sobie dietę pudełkową Keto LUV, składającą się z proszków i maści. Podobno bio. Ale liczba kalorii jak dla mnie za mała. Dzisiaj zjadłem normalną (raczej keto) kolację. Będę tak robił dwa pierwsze posiłki: keto pasta do zmieszania z jogurtem greckim na śniadanie, na lunch przekąska, a później normalna kolacja. Na 500 kcal nie uciaąnę. Byłem u kardiologa. Jest ok, choć nie idealnie. Powiedział, że w moim wieku zazwyczaj jest znacznie gorzej, ludzie po przekroczeniu półwiecza coś tam mają. A ja mam lekkie zmiany zwyrodnieniowe w zastawce mitralnej oraz jej lekkie wypadanie, co nie zaniepokoiło profesora (mnie niestety tak, bo wiem, że to będzie "stosownie do wieku" postępować). Lekarz kazał mi zrobić standardowe badanie, RTG płuc i holtera i z wynikami wrócić. Według starszego pana, w "moim wieku" badać się trzeba. Był wielce zdziwiony, że nie robię badań, a ostatniego RTG płuc zwyczajnie nie miałem nigdy. Hmm... W Gdyni "upały". Dla mnie przy...