Przejdź do głównej zawartości

Posty

Częstochowa. Pracowity dzień.

Byliśmy wczoraj u Justyny, naszej koleżanki, na plotkach i winie. Wypiliśmy w trójkę, cztery butelki. Do tego: włoskie paluszki, w zasadzie paluchy - takie grube, domowe grzybki marynowane i ogórki kiszone, kabanosy i koreczki serowo-oliwkowe. Pod koniec imprezy dołączyła Kamila on-line. Dużo się śmialiśmy. Rano wyszedłem po kawę i wtedy zadzwonił kurier, informując mnie, że jest "na miejscu", co oznaczało drugi koniec miasta. Zadzwoniłem do mamy, proszący ja aby zeszła pilnować palety, następnie obudziłem Marcina i zadzwoniłem po taksówkę. Pięć minut później, w wyjątkowych humorach jechaliśmy na Raków.  Przerzuciliśmy kilkaset kilogramów książek i pojechałem do mieszkania, zabierając mamę ze sobą, bo musiała załatwić coś w urzędzie. Marcin został w domu teściowej i zajął się rozładowaniem palety i pakowaniem książek, każdej osobno do wysyłkowych pudełek. Ja pracowałem zdalnie, później zadawałem kody QR, Marcin wysyłał. O 17 poszliśmy do kina. Tym razem zobaczyliśmy Aresa. Za...

Częstochowa. Chwila wytchnienia.

Mama wyszła po nas, na dworzec i przywitała chlebem i solą. Marcin oczywiście wkładając chleb do plecaka, rozsypał sól, na szczęście nie całą. Zrzuciliśmy bagaże i poszliśmy na kawę. Potem Marcin pojechał z mamą odebrać paczki, które przesłałem z Gdyni i został tam na kolację, a ja odpocząłem. Kolejnego dnia wstałem późno. Otrzymałem życzenia z okazji dnia nauczyciela i kilka miłych wiadomości, potem przeczytałem e-maile służbowe obw końcu poszedłem do łazienki. Marcina tym czasie ogarnął pranie i poszedł po kawę, którą wypiłem, szykując się na lunch z mamą. Poszliśmy do japońskiej restauracji.  Porcja sushi okazała się za duża. Ostatni talerz (w sumie były trzy) wzięliśmy na wynos i jako, że stołowaliśmy się blisko domu, Marcin zaniósł paczkę i włożył do naszej lodówki, na wieczór. Ja z mamą wolnym spacerem poszedłem do kina. Kot dotarł jeszcze podczas reklam, które ignorowaliśmy, rozmawiając o pierdołach. "Chopin, Chopin" okazał się genialnym filmem, pokazującym kompozytora...

Cieszyn. Warsztaty, dzień 2.

Udało się. Warsztaty naprawdę były udane. Tym razem kosztowały mnie dużo energii, bo jestem padnięty. Wypompowany. Flak! Wejście na trzecie piętro, do apartamentu w którym się zatrzymaliśmy było dla mnie całkiem trudne. Polozylem się na sofie i zapadłem się w nią, bez chęci robienia czegokolwiek innego, oprócz leżenia.

Cieszyn. Warsztaty.

Uczę pracy grającymi misami. To fenomen naturoterapii z Azji. Te instrumenty muzyczne potrafią wprowadzić w trans, lub stan podobny do głębokiej medytacji, co działa na organizm jak wielogodzinny wypoczynek, dobry sen i długotrwały relaks. Efekty są widoczne od razu. A ja? Sam nie wiem. Może przydałby mi się taki zabieg?

Trójmiasto. Weekend.

Brakowało mi buddyjskich wibracji. Lubię je, w europejskim wydaniu, gdzie zamiast zakurzonego przepychu panuje czystość i minimalizm. Dawno nie uczestniczyliśmy w takich wydarzeniach w Europie. Po sobotniej inicjacji Diamentowego Umysłu, spałem jak dziecko. W niedzielę, Marcin wstał przede mną i wziął prysznic, ja nie mogłem się dobudzić, co praktycznie nigdy mi się nie zdarza. Zmusiłem się jednak do działania i 40 minut później siedzieliśmy w taksówce*   Na miejscu były już tłumy (sprzedano 1350 biletów) , ale nasze siedzenia nie były zajęte. To miłe. Mniej fajny był fakt, że większość ludzi była przeziębiona. Podczas śpiewów i błogosławieństw rozpraszało mnie smarkanie wielu ludzi dookoła - szczególnie kobieta siedząca przede mną, chciała się chyba pozbyć mózgu przez nos.  Uczestniczenie w wydarzeniu kosztowało mnie niewiarygodnie dużo energii. Spotkałem ludzi z przeszłości. Większość spotkań było miłych lub nawet serdecznych, ale jednak wyczerpujących. Mój stary kolega...

Sopot. Buddyjski weekend.

Od piątku do niedzieli uczestniczymy w buddyjskich inicjacjach i wykładach, w Sopocie.  Z Nepalu przyjechał Dziamgon Kongtrul Rinpocze, który postanowił udzielić dwóch niezwykłych inicjacji: Dordże Sempy i Mahakali. Niezwykłe połączenie! Dordże Sempa to wywracajaca do góry nogami, oczyszczająca energia. Mahakala zaś to strażnik (ochrona) naszej   buddyjskiej linii, nauk i nas samych. Nie będę jednak wyjaśniał buddyjskich zawiłości.

Gdynia. Impreza.

Ola i Krzysiek wjechali na parking i wsadzili nas do swojej Toyoty RAV4. Fajne, wygodne autko. Pojechaliśmy do Karczmy pod Strzechą , nad jeziorem Kielno, gdzie zjedliśmy wczesną kolację. Jedzenie było takie sobie, ani złe, ani dobre, choć ładnie podane. Po kolacji podjechaliśmy do ich pełnych dzieci chałupy. Najstarszy syn otrzymał już dowód osobisty, a dzieci, które raczkowały (przy naszej ostatniej wizycie) , zdążyły iść do szkoły. W domu wypiliśmy niecałą butelkę wódki, zjedliśmy ciasto bananowe, dwa rodzaje kiełbasy i ogórki kiszone domowej produkcji. Wszystko wydarzało się szybko, pomiędzy przyjazdem, zwiedzeniem ukończonego domu i oczekiwaniem na Ubera.  Kierowca przyjechał po 24 minutach i zawiózł nas do centrum Gdyni. Poszliśmy do Ubogiej Krewnej na dwie szklaneczki wódki i gdy czas był odpowiedni, zaprosiliśmy znajomych do Klubokawiarni, gdzie tradycyjnie umoczyliśmy mordy i popełnialiśmy pijackie faux pas. Nie miewam kaców moralnych, nauczyłem się nie wchodzić w takie kl...

Gdynia. Pogaduszki.

Wstałem wyspany. Spałem spokojnie całą noc, a prześcieradło było nienaruszone (najczęściej jest "skopane" i wsunięte pod Marcina; poduszki zaś walają się w nieładzie).  Śniły mi się zwyczajne rzeczy, bzdurne, wynikające z minionych zdarzeń - wspaniały stan. Nie lubię nocy i konieczności spania. Męczy mnie ten czas, poza tym subiektywny upływ czasu zwalnia znacznie od zachodu, do wschodu słońca. Chciałbym kiedyś pojechać tam, gdzie panuje 3 miesięczny dzień, spać tak mało jak mam w zwyczaju i doświadczać słońca. To chyba moje marzenie. O 13:07 wyszedłem z domu na spotkanie z Iksusią. Poszliśmy na lunch do Hygge (tam zazwyczaj jem pierwszy posiłek) , a później poszliśmy do Contrastu. Gadaliśmy o wszystkim. Iksusia głównie o szkole, ja o planach na jesień i zimę (bo wciąż nie podjąłem decyzji, co uwiera mi jak kilka ostrych kamieni w bucie).  Skończyliśmy drinki i spacerowaliśmy jeszcze przez jakiś czas, następnie poszedłem na spotkanie z Marcinem. Zjedliśmy kolację w Rivierze i...

Gdynia. Może i odmieniec?

Moją karmą jest być innym. Jak byłem nastolatkiem, niemal od wszystkich słyszałem, że "jestem inny" . Doprowadzało mnie to do szału, bo nikt nie potrafił wyjaśnić, co to oznacza. Ponoć inaczej reagowałem na bodźce. Inaczej się nosiłem i mówiłem niby zrozumiałe, ale odmiennie od moich nie-kolegów. Bo tak naprawdę nie byli moimi kolegami, ci z bloku i ci ze szkoły.  Nie odsuwali się, gdy przychodziłem. To w sumie było dziwne, bo mógłbym być prześladowany, ale nie byłem. Miałem dostęp do każdego i wszędzie mogłem bywać. Nawet tam, gdzie niektórzy nie mogli. Z drugiej strony byłem trochę jak duch.  Teraz to lubię. Być innym, niedopasowanym i poza schematem.  Po śniadaniu poszedłem na spacer. Słuchałem muzyki, bo podcasty mnie zmęczyły. W jednym kobieta opowiadała o potrzebie obowiązkowej edukacji zdrowotnej, a jej przeciwniczka krzyczała prawie, że nie da dzieciom wpajać tych wszystkich ideologii. W drugim wysłuchałem opinii na temat fake newsów, w kontekście tego, co ostatni...

Gdynia. Odpoczynek.

Przed snem wypiłem półlitrową szklankę wody z elektrolitami, co przypłaciłem podwójnym wybudzeniem (o 2:15 i o 4:30) i koniecznością załatwienia potrzeb fizjologicznych. Na szczęście zasypiałem ponownie, niemal od razu i wstałem wypoczęty, dopiero o 9:27. Po śniadaniu (zjedzonym o 12:15) wybrałem się na długi spacer. W Gdyni trwa festiwal filmów fabularnych. Niestety z powodu braku doświadczenia, nie kupiłem biletów z wyprzedzeniem i filmy na które czekam, będę musiał obejrzeć w innym terminie. Chodzi mi głównie o "Szopena", "Kafkę" i "Polowanie na papieża" .  Słuchając książki, wpadłem na Malwinę (wróciła z Singapuru kilka dni temu)  i jej dwie koleżanki. Okazało się, że jedną z nich jest Marzena Popławska, współautorka książki "Nam Thar"  - woluminu, na który długo polowałem. Natychmiast zamówiłem książkę z dedykacją, zapłaciłem gotówką (120 złotych) i podałem dane do wysyłki. Do piątku powinna dotrzeć, do mojego paczkomatu. Hurra! Zmęczony (ni...

Kwitnąca gałąź.

Do przemyśleń, w rezultacie których powstanie ten wpis, skłoniła mnie Asenata  oraz  Hebius - osoby blogujące, tak jak ja. W komentarzach powstała dyskusja na temat znaczenia biologicznej rodziny i (chyba) wyższości rodzinnych korzeni, nad przyjaźniami. Asenata napisała " Można mieć znajomych,przyjaciół będąc z nimi w dużej zażyłości.  Ale rodzina chociaż skłócona, nie widząca się nieraz latami to jednak jest ta więź która opłata". Hebius jej przytaknął.  Hebius mieszka w bloku, w niewielkim miasteczku. Jego mieszkanie wydaje się być poczekalnią dla reszty rodziny, która wykorzystuje brak jego asertywności. Najczęstszym nawiedzającym jest brat, który wpada, kiedy uznaje za stosowne. Czasem na chwilę, czasem zostaje na noc. Hebius musi dostosować się do jego obecności, a ten w najlepsze korzysta z jego rzeczy, jak ze swoich (na przykład korzystając z komputera, przez cały wieczór). Bratowa wpada nieregularnie. Czasem na chwilę, czasem na kilka chwil, tak jak córka ...

Gdańsk. Wizyty w klinikach.

Wstałem późno i pozwoliłem sobie na bardzo powolny poranek. Zrobiłem sobie mocną kawę i wziąłem długi prysznic, pod którym zakładałem odżywki na włosy i ciało. Skórę, szczególnie na nogach mam przesuszoną i włosy spragnione odżywek. Trwała osłabia i wysusza, tak więc po każdym myciu muszę pamiętać o odżywkach i przynajmniej raz w tygodniu, o maskach na włosy. Z domu wyszedłem o 12:50 i poszedłem na SKM. Do Gdańska dojechałem "na styk"  i spiesząc się zgarnąłem kluski ryżowe z kurczakiem. Zjadłem na ławce, przed Wellclinic,  gdzie miałem kolejny zabieg wyszczuplający. Od początku straciłem w obwodzie 10 cm, ale nie jestem zadowolony z wyniku. Niestety na sześciopak muszę tyrać na siłowni, a żeby całkiem usunąć warstwę tłuszczu przykrywającą mięśnie brzucha, trzeba mi dodatkowo przejść na niskokaloryczną dietę keto. Jakie to trudne i niesprawiedliwe! Marcin wyszedł z domu po mnie i pojechał do swojego lekarza, profesora nauk medycznych. Stwierdził on, że wyniki nie są takie złe...

Gdynia. Warsztaty relaksacji dźwiękiem.

Organizowanie warsztatów w miejscu zamieszkania, okazało się naprawdę fajną rzeczą. Ogarnięcie zajęło kilka chwil, a po szkoleniu mogłem iść na spacer, Marcin zaś ogarnął całą resztę w pół godziny (zamówienie taksówki, transport łóżek i mis). Byłem tak przebodźcowany, że zupełnie nie byłem w stanie określić mojego humoru, złapać myśli lub zająć się czymkolwiek (odpadało nawet słuchanie muzyki) . Usiadłem więc na ławce i wpatrywałem się w zatokę, przez godzinę. Później zjadłem kolację. Marcin zjadł w domu.  A jeśli chodzi o mojego męża, to jestem zmęczony jego uporem i muszę odpuścić. Wielokrotnie wyrażałem swoje zdanie na temat jego diety i sposobu w jaki się prowadzi, twierdząc w wieku 50 lat dorobi się do wielu chorób przewlekłych. Niestety widocznie ma taką karmę, więc muszę to zaakceptować, otaczając się kokonem obojętności.  Ostatnie badania potwierdziły to, co powiedziałem mu tysiące razy. We wtorek znowu idzie do lekarza i pewnie dostanie jakieś lekarstwa - niech b...

Gdynia. Weekend.

W sobotę była piękna pogoda. Obudziłem się później i wziąłem prysznic -  tak, mamy już ciepłą wodę . O 10:30 wyszedłem z domu i poszedłem przez las do Sopotu, gdzie umówiłem się na autorski "masaż alpejski" . Masażysta okazał się wyjątkowym specjalistą (skomplementowałem go dość ciepło) i naprawdę rozciągnął każdy mięsień w moim ciele, zwracając uwagę na każdy jeden spięty punkt.  Punktualnie o 14:15 spotkałem się z Marcinem, pod kościołem, na Monciaku (Kot wie, jak ważna dla mnie jest punktualność, co w nim cenię). Poszliśmy na późny lunch do nowej restauracji, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Dwudaniowy obiad bez alkoholu zamknął się w 200 złotych, a jedzenie było pyszne (niestety brązowe sosy, nie są fotogeniczne). Potem poszliśmy do Gdyni, plażą. Zajęło nam to 2 godziny. W czasie naszego spaceru zebrały się chmury, ale nie spadła z nich ani jedna kropla deszczu. W Gdyni poszliśmy na lody, Marcin pojechał do domu (rozbolało go kolano), a ja poszedłem na zakupy. W Riwi...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Gdynia. Ładny dzień.

Wstałem rano i zrobiłem sobie spa. Wody ciepłej nadal nie ma, ale dzisiaj powolne polewanie się  nagrzaną wodą z rondelka, głęboko mnie zrelaksowało. Marcin poszedł po pieczywo, a później znów wyszedł na kawę i plotki (ma tendencję i talent do nawiązywania lokalnych znajomości) . Ja natomiast nagrałem wykład i gdy się dodawał na platformę szkoleniową, zrobiłem sobie śniadanie, zjadłem i umyłem naczynia (wodę też musiałem zagrzać, nalać do miski i jakoś to ogarnąć).  Pogoda była piękna. Gdy zrobiłem to, co musiałem, zadzwoniłem do Marcina i poinformowałem go, że wychodzę. Ściągnąłem sobie audiobook "Shogun" Jamesa Clavella i zacząłem słuchać. Dla lepszej koncentracji słucham na 1.5 szybkości (wtedy przyswajam wszystko) .  Poszedłem do Sopotu, zjadłem tam bez cukrowy i bezglutenowy tort z truskawkami i wypiłem kawę, a następnie wróciłem do Gdyni - cały czas słuchając. Muszę przyznać, że po raz pierwszy zrozumiałem, co znaczy, gdy książka wydaje się "lepsza" od filmu. ...

Gdynia. Mieszkanie zero gwiazdkowe.

Od trzech dni nie mamy ciepłej wody. Jesteśmy zahartowani, bo w Azji często ciepła woda jest luksusem, jednak temperatury są inne niż w Polsce.  Myjemy się dzielnie pod strumieniem lodowatej wody (umycie włosów nie jest łatwe i przyjemne) i czekamy na cud. Jakiś debil lub debilka postanowiła wyłączyć ciepłą wodę jesienią, gdy będzie deszczowo i chłodno, a dzieci pójdą do szkoły. Takich ludzi powinno się traktować butem - prosto w twarz.  Dzisiaj zagrzałem 30 litrów wody, kupiłem wanienkę i zrobiłem sobie SPA. Po mnie Marcin. A potem sprzątania było na 2 godziny. Imponują mi Nepalczycy. Gdy rząd Nepalu przekroczył ich wytrzymałość, wyszli na ulice i rozwalili wszystko co należało do skorumpowanych urzędników. Spłonęły: hotele, restauracje, nowe, wielkie inwestycje (na przykład jeden niedokończony budynek drapiacy chmury), komisariaty i wszelkie urzędy. Ogień oczywiście rozprzestrzenił się na inne budynki - taka jego natura - ale te z uszkodzenia, nie były zamierzone. Z mieszany...

Gdynia. Wolny poniedziałek.

Wstałem rano, o 8:47. Wyspany. Poszedłem do łazienki i włączyłem spikera (nazywamy go Bumpa). Miałem ochotę posłuchać wiadomości. Dowiedziałem się z nich samych strasznych rzeczy, a potem od wszystkich znajomych z Nepalu kolejnych makabryczności (zupełnie pomijanych w polskich mediach) .  Nepalskim rząd, te stare skorumpowane chujki, wyłączyły wszystkim obywatelom Fejsbuku, What's appy, Instagrama itd. I ludzie wyszli na ulice. Niestety do tej pory zginęło 14 osób, a leją się coraz agresywniej. Naród nepalski jest porywczy. Gdy byłem tam pierwszy raz, dokonała się masakra na rodzinie królewskiej (dokładnie opisałem to w książce, ale chodziło o to, że synek - książę zastrzelił tatusia - króla, mamusię - królową i całą resztę, po czym walnął sobie w łeb) . Napisałem do grup szkoleniowych, że dzisiaj biorę wolne od wszystkiego, wyłączyłem wiadomości i sociale, ubrałem się i poszedłem na śniadanie. Była ładna pogoda, choć po raz pierwszy w tym roku poczułem intensywny zapach jesieni. W...

Warszawa. Warsztaty.

Marcin wstał o 8, wziął prysznic i poszedł przygotować przekąski, włączyć klimatyzację i dyfuzory z olejkami eterycznymi. Ja spałem do 9, przerzucając wszystkie obowiązki na swojego chłopa (odpowiedziałem tylko Kasi, żeby jechała bezpośrednio do sali, bo napisała, że jak za chwilę nie znajdzie się w toalecie, to się posila).  Zjawiłem się na warsztatach na pięć minut przed rozpoczęciem, przywitałem ze wszystkimi i rozpocząłem wykład. Potem ćwiczyliśmy do 19:30. Bardzo długi, ale owocny dzień. Po kursie zrobiłem jeszcze dwa masaże, i już bez przebierania pojechaliśmy do Ramony na występ i kilka drinków. Umówiliśmy się tam z Kasią, która oczywiście się spóźniła. Drag - królowa była kiepska, drinki na szczęście mocne i dobre. Przed północą wyszliśmy z lokalu i udaliśmy się bezpośrednio do Zapiexów , na najlepsze zapiekanki w mieście. Te same ukraińskie chłopaki tam pracują, od lat. Poszedłem spać o 2:30, wstałem o 5:45. Przed szkoleniem zrobiłem jeszcze trzy zabiegi, bo bardzo mnie p...

Warszawa. Piątek.

Kupiłem ostatnie bilety siedzące na pociąg w Gdyni do Warszawy. Zawsze robię to z miesięcznym wyprzedzeniem, a teraz po prostu zapomniałem. Udało się jednak. Jechaliśmy w towarzystwie amerykańskiej pary, z Teksasu, z Austin. Jechali tak jak my, do Warszawy, a potem do Kopenhagi. Przegadaliśmy całą drogę.  W Warszawie Marcin ogarnął salę, ja udałem się do apartamentu i nagrałem film szkoleniowy. Gdy skończyłem, Kot też był gotowy do wyjścia.  Pojechaliśmy do centrum na obiad. Na Nowym Świecie spotkaliśmy znajomych z pociągu i stwierdziliśmy, że mamy wspólną karmę. Obiecaliśmy odwiedzić ich kiedyś w Austin (choć nie jestem pewien, czy w Teksasie jest coś, co chciałbym zobaczyć). Ale! obok, w Luizjanie są ośrodki Vodou oraz osoby zajmujące się zamerykanizowaną tradycją tej religii (zwane najczęściej Voodoo) . Chciałbym zdobyć wiedzę, więc może jednak ich odwiedzimy (Rozmawialiśmy dużo o tym właśnie kobieta jest mocno wkręcona w temat. Dużo opowiadała mi o festiwalach i ośrodkach,...

Gdynia. Nie samą pracą...

Nie samą pracą człowiek żyje? Niestety nie jest to prawda. Przynajmniej, jeśli myślę o ostatnich dniach w Gdyni. Szkolenia on-line nakładają się z przygotowaniami do warsztatów, wystawianiem faktur, rysowaniem plansz... Kupiłem jednak bilety na nowy film, prawie erotyczny i to w czwartek zmusiło mnie do wyjścia z domu.  Iks i Iksusia niczego z filmu nie wynieśli. Wolą inne (?) . Nam się jednak podobał (ja nawet myślałem o nim przez cały wieczór) . W drodze do domu pochłonęliśmy dwa ogromne hamburgery z frytkami i skrzydełkami w sosie ostrym.

Gdynia. Stary związek.

Paulina Hojka, artystka portretująca ludzi, wycinając ich sylwetki że skrawków materiałów, zmaterializowała nas na jednym ze swych dzieł. Kobieta ma wielki talent. W jakiś sposób potrafi uchwycić sedno (mimo, że nie wycina oczu, ani prawie nigdy ust). Stoimy przed stupą Boudnath. Moje tatuaże zrobiła z koronki. Rewelacja. Poprosiłem o oprawę i antyrefleksyjne szkło. Z chęcią zawieszę to na ścianie. Pracowałem cały dzień. A za oknem lało. I leje nadal... Tworzę system szkoleń na kolejny rok.  Myślę, że mam się średnio. Jestem przemęczony. Nie mogę podjąć decyzji, co dalej. Polska tak na mnie działa? Pogoda? A może Marcin? Ostatnio mamy dość trudne rozmowy. Ja się wściekam, a on nie umie nic zrobić, bez pytania mnie "jak żyć". Ostatnio decyduję o wszystkim. Szkoda, że nie mogę podjąć decyzji o pogodzie. Pracowałem (wiem - już wspominałem). Marcin zrobił kolację. Opatrzyłem się ziemniakiem. Teraz, jak to piszę, śmieję się. Bo to bardzo głupie. Ale skóra z podniebienia schodzi. P...

Gdynia. Rok szkolny się zaczął.

Nakręcenie dzisiejszego wykładu zajęło mi 5 godzin. Bardzo skomplikowany masaż Ku Nye, trwa około 3 godzin i jest najbardziej skomplikowanym zabiegiem dotykowym rodem z Tybetu. Po masażu człowiek może być obolały ( zarówno pacjenci, jak i osoby masujące ), ale na drugi dzień ciało naprawdę odżywa i odzyskuje siły. Modelem był jak zwykle Marcin. Paradoks polega na tym że nie lubi być masowany, bo ma niski próg bólowy i masaż nie sprawia mu zazwyczaj przyjemności. Dzisiaj się wycierpiał, bo Ku Nye odblokowuje punkty spustowe, co może być bolesne.  Wyszedłem na spacer dopiero o 18:00, kiedy uporałem się z materiałami do wykładu. Jutro też mam dużo pracy, ale muszę mieć też czas dla siebie. W piątek jedziemy do Warszawy bo będę prowadził warsztaty stacjonarne. Teraz kiedy nie mam czasu, pogoda jest jak żyleta.  A tymczasem dyktując notatkę, wracam do domu kropka jest już ciemno a szum morza uspokaja mnie bardzo skutecznie. Zamówiłem zupę z łososia i dużą porcję sushi. Glovo ma dos...

Gdynia. Ostatni dzień wakacji.

Natura pokazała faka wszystkim w Trójmieście. 27 dni deszczowych w lipcu i 24 dni z ulewami w sierpniu, a w ostatni dzień wakacji zaserwowała upał i pełnię słońca. Nieco "wczorajsi"  poszliśmy na spacer. Wstaliśmy o 11:30 (wróciliśmy do domu w okolicach 2:30)  i korzystając z handlowej niedzieli poszliśmy na lunch do Riviery. Następnie lazilismy po gdyńskim deptaku, a wczesnym wieczorem zjedliśmy ogromne lody w " Bosko ".  Szkoda, że od września stare trolejbusy znów trafią do garażów ( jeździły przez całe wakacje, wzbogacając lokalny transport).

Gdynia. Lawina pracy

Codziennie rano nagrywam wykład (od 20 minut, do 2 godzin). Potem muszę go złożyć i przy pomocy AI na podstawie tego co powiedziałem, napisać plan. Na szczęście Robert (mój wirtualny asystent) przyzwyczaił się do pracy i rozumie moje potrzeby. Nie musi niczego szukać, tylko w oparciu o moje słowa, piszę notatki dla kursantek i kursantów.  W wakacje miałem dodatkowo praktyki zawodowe, ponieważ studiuję psychoterapię. Praktyki są nudne i niczego nowego nie wnoszą do mojego życia - jedynie zabierają czas. Więcej uczę się z książek i własnej psychoterapii.  Wieczorem spędziliśmy wieczór przed telewizorem. Kupiłem wypasione czekoladki, w najlepszej francuskiej ciastkarni (6 czekoladek 52 złote) i tarty z wiśniami (kolejne 54 złote- co to za ceny?). Bardzo słodki wieczór był.