Przejdź do głównej zawartości

Posty

Agonda. W klapkach po dżungli.

  Bawoły i białe czaple Wczoraj miałem ogromną ochotę na rozrabianie. Kupiłem sobie małpkę whisky (200 ml), wodę sodową i colę i tak zaopatrzony poszedłem na plażę. Usiadłem poza światłem miasteczka, z dala od ludzi i obserwowałem błyski burzy rozgrywającej się gdzieś w oddali. Był akurat przypływ i wzburzone morze zabierało coraz większą ilość plaży. Marcin oglądał serial i wolał zostać w klimatyzowanym mieszkaniu. Długo jednak nie siedziałem sam, bo jakiś chłopak przykucnął obok i zaczął do mnie mówić. Po mało zajmującej gadce, wróciłem do bungalowu i usiadłem na tarasie. Marcin kupił jeszcze jedną mini whisky, którą wypiliśmy pod naszym wiatrakiem. A potem nagle się rozebrałem i ze śmiechem pobiegłem na plażę. Marcin za mną. Wskoczyłem w fale i zacząłem pływać. Po pierwszej w nocy chciałem jeszcze iść na masaż, ale Kot popukał się w czoło, kazał mi iść pod prysznic i zaoferował mi refleksologię. Cudownie! Rano wstałem o siódmej. Włączyłem sobie głośnik, wszedłem pod prysznic i z...

Palolem. Po urodzinach.

Kolejne urodziny za mną. Było całkiem sympatycznie (film z urodzin jest publicznie dostępny na YT), choć stawanie się starszym już od dawna mnie nie cieszy. No i tyle o tym.   Zmieniłem godziny pracy. Wstajemy o 9:30, zaczynam pracę po 10. W południe idziemy na lunch, po którym wracam i siedzę przed kompem do 16:30. Na dworze jest tak gorąco, że nawet ja – człowiek ognia – przestałem się cieszyć słońcem. W słońcu jest grubo ponad 50°C i lepiej mi w klimatyzowanym bungalowie. Wieczory są za to cudowne.   Z rzeczy ciekawych: dzisiaj wybuchła nam puszka coli w lodówce i rozpieprzyła trzy półki. Inne napoje lekko się tylko schłodziły. Druga arcyciekawa rzecz – w okolicy pojawiły się jakieś dziwne czerwone mrówki. Strasznie gryzą. A my we wszystkich pomieszczeniach mamy w kontaktach substancje owadobójcze. No i na podłodze odkryliśmy dzisiaj setki wijących się w konwulsjach owadów. Nie wiem, jak wlazły do środka. Użyłem miotły i oblałem je wrzątkiem, żeby się nie męczyły....

Palolem. Pora gorąca.

Zaczęła się pora suchych upałów. Turyści wyjechali. W zakątku, gdzie wynajmujemy bungalow, mieszkamy tylko my. Obok już nikogo nie ma. Część knajp zmienia godziny otwarcia, a wszystkie zamkną się z końcem kwietnia, po nas, bo wyjeżdżamy 21-go. Chodziłem dzisiaj po plaży wiele godzin. Spotykałem małpy i umęczone temperaturą psy, które kładły się tak, aby podmywały je fale. Robiły to naprawdę precyzyjnie.  Cały dzień jadłem zdrowo, ale wieczorem Marcin kupił naczosy. Wyjąłem whisky z lodówki, otworzyłem paczkę ostrych pomidorowych chrupek i właśnie przy nich siedzę. Kupuję małe butelki, bo staram się kontrolować to, co w siebie wlewam. Genetycznie jestem odporny na alkohol i mogę pić bez umiaru, dlatego nie mam nigdy więcej niż 200 ml dobrej whisky (w Indiach możliwie najlepszą jest czarna JD). Taka ilość alkoholu nie zmienia u mnie niczego, ani trakcie picia, ani po (jest to genetycznie uwarunkowane - sprawdziłem). Nie mam kaca nawet po litrze wódki. Rano nie czuję że piłem i miałem...

Palolem.Goa. Codzienność.

Skończyłem książkę. Jest już w druku. Setki egzemplarzy prosto z drukarni trafią do odbiorców. Przedsprzedaż jest korzystna zarówno dla mnie, jak i kupujących. Zacząłem pisać kolejną książkę. Skorzystałem z przypływu natchnienia, które nie dopaliło się do końca. Wzniecilem ogień i heja! Oprócz tego dużo pływam, a wieczorami bawię się w lokalnych, plażowych knajpach. Goa jest naprawdę piękna.

Palolem. Goa. Raj.

Do indyjskiego raju można przylecieć z Polski już za 2500 złotych, jeśli potrafi się szperać w Internetach. Najlepszym okresem jest czas od października do lutego włącznie. Marzec jest zbyt gorący dla wielu osób, 15 kwietnia oficjalnie kończy się sezon turystyczny, a większość miejsc zostaje zamknięta. Koniec sezonu związany jest z szalonymi temperaturami, które w ostatnim czasie od połowy kwietnia przekraczają +50°C w cieniu, w ciągu dnia. Goa, to najmniejszy stan w Indiach. Znajduje się tu wiele uroczych miejscowości, czym bardziej oddalonych na południe, tym spokojniejszych. My wybraliśmy Palolem, gdzie można odpocząć, skorzystać z ajurwedyjskich masaży i napić się dobrej kawy lub wina. Plaże są tu czystsze niż w Japonii, a jedzenie dostosowane do europejskich wymagań. Miesięczny pobyt kosztuje około 12 tysięcy złotych, co jest wyjątkowo przystępne. Można taniej, ale wtedy trzeba się nagimnastykować i jeść w jadłodajniach dla lokalsów, nie pić wina i nie korzystać z masaży. Wtedy ch...

Kathmandu. Ostatni wieczór.

Siedzę pod wielką Stupą Bodnath. Jest wieczór, ostatni w tym roku, w Kathmandu. Jutro wylatujemy na ponoć złote piaski Goa. Przy pomyślnych wiatrach będziemy tam przed jutrzejszą północą. Od nowego domu dzielą nas dwa przejazdy taksówkami i dwa loty. Będziemy patrzeć z wysokości na ziemię. Póki co, patrzę z ziemi, w czarne niebo, z małą ilością widocznych gwiazd. Przywykliśmy do ich widoku, są czymś oczywistym, choć nie jesteśmy w stanie ogarnąć ich umysłem. Dlatego nawet się nad tym nie zastanawiamy. Niektórzy próbują. Snują hipotezy. Przekonują innych swoimi obliczeniami, których i tak nikt nie rozumie. Nikt niczego nie pojmuje.  Piję kawę z miodem. Nauczyłem się odczuwać ten smak w Nepalu. Tutaj mi smakuje, tak samo jak poranna herbata z masłem i solą. Ktoś kiedyś powiedział, że trzeba taką herbatę potraktować jak zupę i wtedy smakuje. Szczególnie z plackiem, takim pomiędzy naleśnikiem i racuchą. Jest trochę gumowa, ale ja lubię. Lubię tu wiele rzeczy. Teraz na przykład czuję ka...

Kathmandu. Coffee time.

Tea/Popcorn time  W weekendy staram się nie pracować, jednak gdy siedzę nad książką, jest to bardzo trudne. Wewnętrzny głos mówi " marnujesz czas ", generując odczuwalne napięcie w ciele. W tym stanie trudno cieszyć się lenistwem. Uzgodniłem jednak z sobą, że w sobotę i niedzielę nie będę nawet włączał komputera.  Swayambu Buddha Park  Niedzielę spędziłem sam. Pojechałem moto taksówką pod Swayambunath i tam medytowalem przez kilka godzin. Kręciłem młynkami, śpiewałem, powtarzałem mantry, obchodziłem stupy i w końcu zagłębiałem się w sobie. Następnie poszedłem na nogach na Thamel, wypiłem kawę i wróciłem na kolację do naszej dzielnicy. Po drodze zadzwoniłem do Marcina, aby dołączył. Późnym wieczorem obejrzałem nowy, miniserial na Netflixie. Polecam każdemu, bo to naprawdę warte spędzenia przed ekranem cztery godziny. Adolescence (Dojrzewanie) to historia 13 latka, oskarżonego o morderstwo. Serial pokazuje przez co przechodzi sam oskarżony, z jakimi dylematami mierzą się o...

Kathmandu. Smaczności.

Na kursie Mindfulness, który właśnie prowadzę, uczę między innymi świadomego odczuwania rzeczywistości. W obecnych czasach ludzie bardzo często niczego świadomie nie robią. Jedzą w biegu, albo spożywają posiłki robiąc jednocześnie coś innego. Później mają niestrawność, nadwagę i inne problemy. Wstałem o 7:55, umyłem się i poszedłem pod stupę. Pogoda poprawiła się do tego stopnia, że w bluzce z długim rękawem spociłem się jak w saunie. Po ponad godzinie, poszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy i o 11:40 przygotowałem sobie lunch. Marcin nie chciał jeść i poszedł do świątyni. Ja natomiast włączyłem sobie hipnotyzującą muzykę i zacząłem jeść. Takie powolne jedzenie w ciszy jest naprawdę czymś wspaniałym! A wczoraj, Marcin ugotował barszcz. Pyszny był. Uwielbiam zupy.

Kathmandu. W marcu jak w garncu.

Joga W tym roku pogoda nikogo nie rozpieszcza. Marzec zazwyczaj jest słoneczny i bardzo ciepły, z dwoma - trzema dniami deszczowymi. W tym roku jest ponuro, a temperatura nie może się przebić przez 20°C. Noce są nadal chłodne, a powietrze nasycone kurzem przez całą dobę. Deszcz przestał padać w październiku i od tamtego czasu nie spadła nawet kropla. Po cholerę więc te chmury? Osiedlowa kawiarnia  Gdy wychodzi słońce, robi się gorąco i nagle wszystkim poprawiają się humory. Niestety od kilku dni jest tak, jakby panował wieczny wieczór. Pracując w domu muszę odsłaniać okna i zapalać światło do kręcenia wykładów; poza tym klimatyzacja cały czas nagrzewa wnętrze, co jeszcze bardziej wszystko wysusza. Turyści chodzą w krótkich rękawach, lokalsi  w puchowych kurtkach. Tutaj zresztą nawet podczas upałów nikt się nie rozbiera. Takie prawo w Azji. Dodatkowo wszyscy dogrzewają się przy ogniskach, które rozpalają, gdzie popadnie. Bezdomni zbierają śmieci i najbardziej szaleni organizują...

Kathmandu. Czas pudż.

Udało nam się otworzyć sklep z grającymi misami, w dzień Białej Tary (mojego jidama). Brat naszej przyjaciółki, mnich mieszkający na stałe w Hongkongu, wraz ze swoim mistrzem wyśpiewali religijne pieśni, przecięli czerwoną wstęgę, pograli na licznych instrumentach i pobłogosławili każdy kąt. Zaraz po pudży rozpocząłem sprzedaż on-line. Dzień później Budda i Danuka, wezwali hinduskiego Bramana, rozpalili ognisko w świeżo wyremontowanym salonie i zorganizowali zjawiskową pudżę, blogosławiącą wszystkie kąty ogromnego domu (kilkaset metrów kwadratowych). Na uroczystości przybyło pół wioski Chowtara i my. Dym gryzł w oczy, ale syn właścicieli Radż, mimo podrażnień spojówek, płacząc oczami, z szerokim uśmiechem nalewał wodę ryżową do malutkiej fontanny w rytmie śpiewów i uderzeń w bębenki. Zjedliśmy kwaśną soczewicę, ziemniaki i dmuchany placek oraz wypiliśmy przesłodzoną herbatkę. Następnie wróciliśmy do domu, bo musiałem trochę pracować. W Polsce, w tym samym czasie Kasia prowadziła warszt...

Kathmandu. Losar.

Nowy rok tybetański, spędziliśmy zgodnie z lokalnymi zwyczajami. Dzień wcześniej krawiec przygotował nam specjalne ubrania, o niespotykanie wielkim rozmiarze: Marcin wybrał tradycyjną czerwoną koszulę, ze złotymi zdobieniami, ja pełny, tybetański strój odświętny, w skromniejszych barwach. Rano poszliśmy pod stupę i do świątyń, później odwiedziliśmy zaprzyjaźnioną rodzinę, gdzie poczęstowano nas domowej roboty alkoholem. Następnie w stanie euforycznym robiliśmy korę. Późnym popołudniem pojechaliśmy na Thamel, gdzie królowało czerwone wino i nowoczesna muzyka, typowa dla zabaw sylwestrowych. Wróciliśmy do domu o całkiem przyzwoitej porze i grzecznie poszliśmy spać.

Patan. Klejnot Nepalu.

Po lunchu pojechałem sam do Patanu, ponieważ chciałem zobaczyć czy został już odbudowany po ostatnim trzęsieniu ziemi. W kwietniu zeszłego roku trwały tam jeszcze prace modernizacyjne i większość świątyń była zasłonięta rusztowaniem.  Marcin trochę się przeziębił i postanowił zostać lokalnie w pobliżu Stupy. Ja natomiast zamówiłem skuter, kupiłem maseczkę i pojechałem zwiedzać. Z radością odkryłem, że całe centrum jest w zasadzie zrekonstruowane. Większość najcenniejszych zabytków została dopuszczona do zwiedzania, a z wąskich uliczek zniknęły barykady. No i zamiast dziur, jest w miarę równe klepisko, czasami nawet pokryte asfaltem. Poszwędałem się po okolicy, wypiłem kawę i poszedłem do muzeum, które dobrze znam. Nakręciłem film ku pamięci i przy okazji pokłóciłem się z panią obsługującą jedno z pięter. Powiedziała mi że nie mogę robić wideo, tylko zdjęcia. Odpowiedziałem że wygaduje głupoty i że wymyśla sobie prawo dla własnych potrzeb. Nepalczycy kręcili filmy i nikt im nie zwra...

Kathmandu. Tłusty Czwartek.

Ludzie są jednak mało elastyczni. Jak już wyrośli na jakiejś szerokości geograficznej, to nawet gdy się przeprowadzą, będą raczej kultywować wyłącznie własne tradycje. Będą jeść te same potrawy i siedzieć w swoich gettach.  Nasi znajomi Nepalczycy patrzą na Tłusty Czwartek z pozbawieniem, czasem z życzliwą ironią. No bo, co to za święto, żeby z jego powodu jeść ciastko? Ta ignorancja bierze się z braku wykształcenia i zainteresowania innymi kulturami, więc tłumaczyć nie ma sensu. Jedzenie ciastka jest dla nich nieistotną fanaberią. Nie jest już fanaberią wspinanie się na wielkie wozy i spadanie z nich, co jest oznaką powodzenia w święcie Biska Jatra; albo składanie ofiar z wina i jedzenia podczas Indry Jatra. Nie wspomnę o rzezi kóz i składania ich zwłok w ofierze podczas Dashainu albo też w innej porze roku, częstowania ich w smakołykami i nakładania girland kwiatów podczas Tiharu. Wolę nasze tłuste pączki! Aczkolwiek uczestniczymy w wielu świętach podróżując po świecie. Jeśli nie...

Kathmandu. Szybka kariera w branży dla dorosłych..

Wstałem o 7:30 i od razu zabrałem się do pracy. W niedzielę wieczorem miałem nagrywać wykład, ale w kawiarni poznałem dziewczynę, z którą rozmowa kleiła się na tyle, że spędziliśmy plotkując pięć godzin. No i nastał wieczór, a chęci i wena twórcza przepadły. Rano byłem pełen wigoru, nakręciłem 90-minutowy monolog na kurs Mindfulness, i gdy się dodawał na YouTuba, poszedłem z Marcinem na lunch. Następnie wróciliśmy razem do mieszkania, bo mąż mój musiał użyczyć mi swych stóp, do drugiego filmu, tym razem na kurs refleksologii zaawansowanej. Po dodaniu na na platformę szkoleniową otrzymałem emaila, że instruktaż masażu stóp, nosi znamiona po***grafii i jako taki będzie zablokowany. Najpierw ogarnął mnie pusty śmiech, a potem wściekłość. Bo tak naprawdę, właśnie to nas czeka: odwoływanie się do robotów, które w swojej bezmyślności posuwać się będą tam, gdzie nasza wyobraźnia by nie doleciała. Natychmiast napisałem odwołanie. Po godzinę "niezależni weryfikatorzy" zdjęli obostrzen...

Kathmandu. Sobota.

Dostawca Internetu w Polsce ignorował mnie od miesięcy. Umowy pokończyły siew grudniu 2024 i wraz z nimi specjalna cena na usługi. Po otrzymaniu faktu styczniowych, napisałem wyjaśnienia i zażądałem albo rozwiązania umowy, albo przedstawienia mi nowych kontraktów. W ciągu kilku tygodni, wysłałem łącznie cztery pisma i nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. Dopiero przedwczoraj wpadłem na pomysł bombardowania firmy na mediach społecznościowych. Wystawiłem im też okropną opinię na Google. No i nagle się odezwali, przepraszając za "opóźnienie". Anulowali zawyżone faktury i przedstawili kilka wariantów nowych umów. Nigdy nie zrozumiem, czemu trzeba posuwać się do takich działań, aby zmusić kogoś do odpowiedzi. W Anglii nie lepiej. Piszę do jednej instytucji już czwarty raz, a oni uparcie naliczają mi jakieś opłaty i odsetki od nich. Wszystko robią bez zrozumienia (bo nie muszę niczego regulować). Ostatni list do nich został wysłany fizycznie, przez moją księgową. Napisałem go słod...

Kathmandu. Codzienność.

Wstaję rano o 6:45. Nie muszę, ale tak się budzę. Niektórzy ludzie po przebudzeniu potrzebują trochę poleżeć, powyciągać się lub " dossać cyca ". Ja leżeć nie znoszę i jak to czasami Marcin mówi: "wyrywa mnie z łóżka ". Wypijam ciepłą szklankę wody z dodatkiem z octu jabłkowego, załatwiam się i wychodzę pod Stupę. Muszę tylko przejść ulicę, aby znaleźć się na placu na którym stoi po Boudhanah. Robię 27 kor, czyli okrążeń wokół budowli, powtarzając mantrę mojego idama, czyli Białej Tary. Jest to żeńska forma Buddy, o białej karnacji, symbolizująca czystość i współczucie. Siedzi w pozycji lotosu, co oznacza spokój. Ma siedem oczu: dwa na twarzy, jedno na czole oraz po jednym na każdej dłoni i stopie, co symbolizuje jej zdolność dostrzegania cierpienia. Jej ręce są skierowane w gestach błogosławieństwa i współczucia, a w jednej z rąk trzyma lotos, symbolizujący czystość i oświecenie. W buddyzmie wszystkie formy buddów mają charakter symboliczny a nie osobowy. Nie są t...

Mustang. Życie na Dachu Świata.

Potężna Mahindra Scorpio podjechała pod nasz hotel w Pokharze punktualnie o 7:00. Malutki i nieśmiały kierowca, Raju, ukłonił się dwornie, podczas gdy Tika, nasz przewodnik, podał nam wesoło rękę i rozpoczął rozmowę na temat spraw organizacyjnych, mówiąc ochrypłym głosem. Po przekroczeniu granic miasta zaczęliśmy wjeżdżać w kierunku górskich szczytów krętymi drogami w bardzo złym stanie. Dodatkowym utrudnieniem były kłęby pyłu unoszące się w powietrzu. Trzęsło niemiłosiernie, co chwilę uderzałem głową w boczną szybę. Nie mogłem jednak usiąść wygodnie, ponieważ jedynym sposobem na uniknięcie choroby lokomocyjnej było wpatrywanie się w drogę przed sobą. Obiad zjedliśmy przed granicą z Mustangiem. Przewodnik zaproponował zaprzyjaźniony zajazd, słynący ze smacznego thali. Skorzystaliśmy z tej okazji, a podczas gdy gospodyni krzątała się w kuchni, my delektowaliśmy się mandarynkami zrywanymi prosto z drzewa. Trzeba przyznać, że były pyszne, podobnie jak długo wyczekiwany obiad. O 16:15 doje...

Pokhara. Wakacje.

W resorcie Majestic Lake Front Hotel czuję się jak na wakacjach. Basen, spa, masaże i jedzenie godne najlepszych restauracji - dawno czegoś takiego nie doświadczyłem. Nie wziąłem nawet komputera, żeby nie kusić losu ◉⁠‿⁠◉ Obudziłem się o 4:10 z myślami, że nie będę miał z czego zapłacić rachunków. Tak działa uzależnienie. Jutro rano jedziemy do Mustangu. Dzisiaj zrobimy zakupy spożywcze, bo tam w górach nie ma wielu produktów. Są za to lokalne jabłka i wiele jabłkowych przetworów. Podobno nawet wino z nich robią. Jednak czym dalej w głąb krainy, tym mniej wszystkiego. Powyżej 4000 m. n.p.m. jest już tylko skalna pustynia ( byliśmy już w Himalajach wiele razy na takich wysokościach i wiemy jak to może wyglądać ). Mustang jest jednak bardzo drogi. Nepalczycy korzystają ( wykorzystują sytuację? ), jak mogą. Mam nadzieję, że chociaż kasę z tych opłat przeznaczają na pożyteczne cele. Pozwolenie na wjazd (ceny na parę) to 4025 złotych. Jeep na cztery dni 2411 złotych. Przewodnik (my skorzyst...

Pokhara. Urodziny Marcina.

Przyjechaliśmy do Pokhary, nad jezioro Phewa, świętować urodziny Kota. Dużo spacerowaliśmy, raczyliśmy się winem i smakołykami. Pełen odpust. Z Kathmandu przybyliśmy tu wczoraj, taksówką. Wiózł nas Bikas bardzo fajny kierowca. Lubię ludzi, którzy są dobrzy w tym, co robią. Był trochę zbyt gadatliwy i wścibski, ale Nepalczycy tak już mają, więc odpowiadałem na pytania wymyślając nowe życie i plany. Jechaliśmy to 6 godzin, więc dotknęliśmy każdego tematu dotyczącego naszego wymyślonego życia. Dzisiaj wynajęliśmy kolejnego Jeepa na cztery dni. W piątek jedziemy w góry, do Mustangu, w którym nigdy nie byliśmy. Szczerze mówiąc, byłem bliski rezygnacji, bo cena jest zaporowa. Jednak po krótkim przemyśleniu zapytałem siebie " jak nie teraz, to kiedy ", co przesądziło o sprawie. Chcę zobaczyć ten obszar świata.

Kathmandu. Miniony weekend

W Kathmandu robi się już coraz cieplej. W dzień temperatura dochodzi do +27°C, w nocy spada do +16°C. Nie czuć już chłodu, nawet nad ranem. W mieszkaniu nadal używamy AC, utrzymując ciepłotę wnętrza na poziomie +25°C, co jest dla nas optymalne. W nadchodzącym tygodniu czeka mnie mnóstwo pracy, potem chcę jechać do Mustangu, po raz pierwszy. Pojedziemy najpierw do Pokhary, zatrzymamy się na dwie noce, następnie do Jomson i stamtąd ustalimy wycieczki fakultatywne.  Mustang jest obszarem objętym ochroną i trzeba mieć specjalne pozwolenia (oczywiście płatne), aby tam pojechać. Weekend spędziliśmy bez pracy. W sobotę pojechaliśmy na Le Sherpa Market, gdzie zjedliśmy śniadanie: bagietkę z kiełbasą z yaka i słodką bułkę z kawą. Potem poszliśmy pod Swayambunath, skąd wróciliśmy również na pieszo. Zajęło nam to cały dzień. W niedzielę zjedliśmy śniadanie w domu i potem obijaliśmy się lokalnie Wieczorem pojechałem sam, na drinka do Sam's Baru. Wróciłem późno. W nocy spałem bardzo źle. Poza t...

Kathmandu. Rok 4722.

Zaczął się Nowy Rok Drewnianego Węża. Wczoraj udaliśmy się z tego powodu na pizzę i piwo. Piwo w zbyt dużej ilości - niestety. Dobrze mi szło, ale ja nie piję piwa. Źle na mnie działa. Pewnie dlatego obudziłem się o 1:47 i nie spałem do 4:00. Nigdy więcej sobie tak nie zrobię!  Nie wiem czy pisałem, ale nie znoszę nocy i przymusu (potrzeby?) spania. Poza tym noce zwykle dłużą mi się niemiłosiernie, zawsze wyczekuję wschodu słońca leżąc w łóżku. Moja potrzeba snu to 4-5 godzin na dobę i z wiekiem liczba tych godzin się zmniejsza. Muszę mieć własny gabinet, gdzie będę mógł żyć aktywnie, nie budząc innych. Dzisiejszy dzień rozpoczęliśmy uroczystym obiadem. Dostaliśmy Thali na złotych talerzach i wiele przystawek. Na końcu zjedliśmy lody w trzech smakach. Czysta rozpusta.  Później uczestniczyliśmy w obchodach Nowego Roku, pod Stupą. Na każdym wolnym skwerze rozstawiali się muzycy i grali lepiej lub gorzej, a coraz bardziej rozbawieni ludzie, skakali w rytm melodii. Późnym popołudn...

Kathmandu. Dzień ze sobą.

Poczekalnia u dentysty Nie spałem dobrze. Położyłem się "na siłę" o 1:27 i już o 3:14 obudziłem się na siku. Potem na szczęście znów usnąłem. O 6:15 obudziła mnie sąsiadka, waląca tłuczkiem w stolnicę (codziennie robi ciapaty na śniadanie, co powoduje ten sam dźwięk co rozbijanie mięsa na kotlety). Wyzywałem ją od wrednej francy i życzyłem, żeby sobie walnęła w palca, po czym znów zasnąłem. O 8:24 wstałem, włączyłem radio i poszedłem do łazienki. Marcin zaczął sprzątać mieszkanie, gdy wychodziłem do dentysty. Zmywał i opowiadał o zamiarze zrobienia prania, umycia podłóg i takich tam. Ja zamówiłem motor, który zjawił się niemal natychmiast. Jechałem w korku i spóźniłem się na spotkanie 7 minut, na co tylko ja zwróciłem uwagę. Po nałożeniu korony i finalnym prześwietleniu, pojechałem na Thamel. Chciałem kupić pewną książkę w księgarni pielgrzyma, ale jej nie znalazłem. Myślę, że raczej ktoś ją przełożył, niż kupił. Ewentualnie ukradł, bo w systemie figuruje jako nie sprzedana. ...

Kathmandu. Lunch.

Pogoda w okresie suchym jest zawsze piękna. Temperatura nie męczy i w ciągu dnia dochodzi do 22°C, w nocy spada do 12°C. Każdego dnia robi się nieco ciepłej, a chmury się nie pojawiają. Widoki zapierają dech w piersiach (gdy spojrzy się w stronę Himalajów). Minusem jest pył, który wchodzi wszędzie, każdą szparą. Dzisiaj nasze przyjaciółki zaprosiły nas na lancz, do restauracji La Vie, na Mankalu (dzielnica w której wcześniej mieszkaliśmy przez kilka kolejnych wiosen). Rozmawialiśmy o ich nowym biznesie, który właśnie otwierają. Przed posiłkiem oglądaliśmy także lokale na Bodnath i wybraliśmy wspólnie jeden (choć tak naprawdę potwierdziliśmy ich wybór). Jutro mają finalizować sprawy. Musimy jeszcze zmotywować Sanjeeba, bo chyba nie wie co robić. Jego restauracja została zburzona wraz z całym budynkiem, a on zamiast natychmiast otworzyć nową, usiadł na dupie i chyba nie wie, co robić. Jak tak dalej pójdzie, wszystko co osiągnął pójdzie na marne. A ja? Pracuję. Kurier z tubami ma być dost...