Byliśmy wczoraj u Justyny, naszej koleżanki, na plotkach i winie. Wypiliśmy w trójkę, cztery butelki. Do tego: włoskie paluszki, w zasadzie paluchy - takie grube, domowe grzybki marynowane i ogórki kiszone, kabanosy i koreczki serowo-oliwkowe. Pod koniec imprezy dołączyła Kamila on-line. Dużo się śmialiśmy. Rano wyszedłem po kawę i wtedy zadzwonił kurier, informując mnie, że jest "na miejscu", co oznaczało drugi koniec miasta. Zadzwoniłem do mamy, proszący ja aby zeszła pilnować palety, następnie obudziłem Marcina i zadzwoniłem po taksówkę. Pięć minut później, w wyjątkowych humorach jechaliśmy na Raków. Przerzuciliśmy kilkaset kilogramów książek i pojechałem do mieszkania, zabierając mamę ze sobą, bo musiała załatwić coś w urzędzie. Marcin został w domu teściowej i zajął się rozładowaniem palety i pakowaniem książek, każdej osobno do wysyłkowych pudełek. Ja pracowałem zdalnie, później zadawałem kody QR, Marcin wysyłał. O 17 poszliśmy do kina. Tym razem zobaczyliśmy Aresa. Za...
W trakcie skoku z kwiatka na kwiatek, widać wolność
Zamiast szukać smaków z dzieciństwa, lepiej odkrywać nowe i iść kierunku słońca, dopóki nie zamienisz się w popiół. Telomery mają określoną długość, ale i tak lepiej skręcić kark tańcząc, niż czekać w uśpieniu na ostatni, możliwy podział komórek. Nie musisz rozumieć, a ja tłumaczyć...